25 lip 2020

Królestwo ciszy

Ostatnio sytuacja zmusiła mnie do kilkukrotnego odwiedzenia przybytków służby zdrowia.

I przyznam, że byłam mocno zaskoczona. Cisza, spokój, tylko naburmuszone panie rejestratorki dają odczuć petentom - nie, nie pomyliłam się: petentom a nie pacjentom- kto tak naprawdę ma tu władzę... a i pacjentów jak na lekarstwo- jakieś pojedyncze zabłąkane sztuki! 
Dziwne! Naród nagle w cudowny sposób ozdrowiał i lekarskiej porady nie potrzebuje czy jak?... 

A jeszcze jakiś czas temu dziki tłum kłębił się w poczekalni, atmosfera ciężka, że siekierę dałoby się powiesić, cwaniacy usiłują wedrzeć się do gabinetu poza kolejnością  - no, powiedziałabym: normalka. A tu nagle taka zmiana!

Nie wiem, czy wszędzie jest tak samo, zresztą nie wiem także, czy ta ostatnia  pustka to już norma, czy tylko dziwny zbieg okoliczności. 
Chociaż... czy cisza, czy szemrzący tłumek , to i tak nie ma znaczenia, bo do lekarza nadal trudno się dostać!

Miłego weekendu! :))

26 komentarzy:

  1. To teraz norma! Pokłosie koronawirusa. Mnie akurat odpowiada to, że nie muszę za receptą na leki chodzić do przychodni. Dzwonię, mówię co potrzebuję, a za moment dostaję sms-a z kodem, dzięki któremu w aptece dostanę zamówione leki! Jak jest problem , też dzwonię i potem czekam na odzew, w czym może mi lekarka moja rodzinna pomóc. Chciałam skierowanie do sanatorium, żaden problem. Umówiona zostałam na konkretną godzinę, weszłam po telefonie do recepcji, już na miejscu, i lekarka obsłużyła mnie jak należy! Bez stania w kolejce, denerwowania się, że ktoś ważniejszy przede mną wszedł! Dla mnie same plusy! Przynajmniej na razie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pod warunkiem, że umówienie wizyty telefonicznie jest realne. U nas, niestety, nie jest- nie sposób się dodzwonić a jak już - to nie ma numerków. Błędne koło! :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno jeden aspekt jest pozytywny - receptę zamawiasz przez telefon, co robilam juz od dawna, ale wiele osob wolalo przyjsc do lekarza, przy okazji uciąc sobie pogawedke, a teraz 'nielzja" 😁 mozna? Można.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mówię o wypisywaniu recept. Mówię o sytuacjach, kiedy bez bezpośredniego kontaktu z lekarzem leczenia nie ma lub jest fikcją. Zamówienia na stałe leki są u nas już od dawna! Nie trzeba było do tego covidu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakos mi sie odechciewa latac po lekarzach, mimo tego, ze wlasciwie to mam z czym :(
    Dodzwonienie sie jest trudne, mam malo cierpliwosci, najchetniej pojechalabym omowic osobiscie, ale... trza zaczac od telefonu :(((
    Wrrrrrr....... )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie jestem fanką wizyt u lekarza. Idę , gdy czuję, że muszę, tym bardziej że zdrowie mam raczej ustabilizowane i nie lubię niepotrzebnie komuś głowy zawracać, ale czasem po prostu inaczej się nie da. I wtedy robi się problem.

      Usuń
  6. Oby taki stan [byle nie koronawirusa] trwał dalej. Telefonuję do informacji z pytaniem, czy "moja" pani dr przyjmuje... Telefonuje do niej. Nawet idzie nieźle... Najdalej po dwudziestym telefonie trafiam. Tracę 40 groszy. Ale co tam! Emeryt jestem - stać mnie!!! Relacjonuję swoją sprawę [u mnie prosta od 7 lat taka sama - prośba o następną receptę na wciąż takie same leki nadcśnieniowe], pani dr zadaje 3 - 4 pytania o stan zdrowia i o to, czy nie potrzebuję osobiście złożyć jej wizyty. Przypisuje mi medykamenty. Podaje mi kod recepty. Składamy sobie wzajemnie życzenia zdrowia...Po godzinie zgłaszam się w aptece [najbliższa ok. 30 metrów od domu, najdalsza z czterech pozostałych ok. 500 m]. Otrzymuję leki lub informację typu - jutro około południa... Odpada marsz do Ośrodka Choroby [Czemu zwie się to Ośrodkiem Zdrowia? - Zdrowi raczej tam nie zaglądają], otrzymywanie numerka, słuchania plotek, natrętnych pytań obcych mi ludzi ciekawych mojego stanuvzdrowia i sluchania o ich intymnych problemach, charkania, kaszlu, stękania etc... Odnoszę wrażenie, że chorowanie i leczenie się w małym miasteczku to samo zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje wrażenie jest całkiem zasadne- trzeba mieć niespożyte pokłady energii i zaradności, żeby poradę - nawet telefoniczną- uzyskać.

      Usuń
  7. U nas zamawia się telefonicznie teleporadę i jest jak żyleta do minuty lekarz w telefonie. Natomiast na badania krwi trzeba się umówić telefonicznie na daną godzinę do poradni. Ośrodek zamknięty, dzwoni się do drzwi, wychodzi pielęgniarka i wpuszcza jak trzeba konkretnie zajść i face to face z lekarzem się spotkać. Recepty na telefon- numer recepty i pesel w aptece. Na razie to oni bardziej boją się niż pacjenci. Ośrodek jest jak twierdza. Na szczęście nie chorujemy.
    I powiem szczerz, na razie może tak być. Nie wiem, jak w zimie z tym czekaniem na dworze, ale chyba raczej nie będzie, bo to na godzinę się umawia wizytę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W gruncie rzeczy nie mogę jednoznacznie stwierdzić, jakie obyczaje panują u nas, bo jedynie leki telefonicznie zamawiałam . Trochę mnie dziwi zbędna moim zdaniem papierologia, tj. każdorazowe wypełnianie bezsensownej ankiety, gdy o to samo po prostu można spytać. Ta oblężona twierdza bardziej chyba ma zabezpieczyć od strony prawnej pracowników niż od strony zdrowotnej pacjenta - takie mam wrażenie. I skutecznie zniechęca do kolejnej wizyty.

      Usuń
  8. U mnie leczą telefonicznie. Mężowi zrobiło się owrzodzenie na nodze, więc trzeba było szybko działać, bo ma żylak na żylaku. Zadzwoniłam do przychodni i pytam co mam robić. Pani powiedziała, żeby sfotografować ranę i mms przysłać na podany numer telefonu. Obfociłam chłopu piszczel i posłałam, żeby sobie pani doktórka pooglądała jakie zgrabne nogi ma moja połówka. Noga męża zrobiła piorunujące wrażenie na doktórce, więc oddzwoniła, żeby powiedzieć, że najlepiej jakby mąż poszedł pokazać tę nogę naczyniowcowi, bo ona na czymś takim co on ma na nodze, to się jednak nie zna. Dodała, że trzeba pójść prywatnie, bo na NFZ to może być za późno. No to się pośpieszyliśmy za jedyne 250 za wizytę. Tu Covid nie przeszkadzał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam w 99% przekonana, że dziabnął mnie kleszcz i potrzebowałam antybiotyku a więc jednak konsultacji lekarskiej. Pani rejestratorka poinformowała mnie, że pielęgniarka owszem może obejrzeć ale na konsultację lekarską nie mam co liczyć, bo ona mnie nie zapisze- nie ma już numerków.
      Gdybym się potulnie zgodziła, zostałaby mi tylko modlitwa, żeby mi kleszcz boleriozy nie sprzedał!
      Los mi pomógł: lekarz jednak obejrzał, przepisał antybiotyk, ale poczucie niesmaku pozostało, bo nie należę do tej grupy osób, które leczą się bez przerwy i na wszystko a do lekarza chodzę średnio raz na dwa, trzy lata, więc natrętna raczej nie jestem... A, szkoda gadać!

      Usuń
  9. Wszystko fajnie jak leki są stale , gorzej jak trafi się nowa przypadłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o takiej sytuacji mówię- nagłej potrzebie kontaktu z lekarzem rodzinnym.
      Bardzo to wszystko zniechęcające i upokarzające. Czułam się jak dziad proszalny! :(

      Usuń
  10. Okazuje się, że koronawirusowa sytuacja ma jakieś plusy. Podejrzewam, że wiele osób nie korzystało wcześniej z recept na zamówienie, może teraz przywykną.
    Źle, że ze strachu przed wirusem rezygnują z wizyt, ci którym potrzebny jest bezpośredni kontakt.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę, żebyś nie musiała odwiedzać przybytków zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nawet nie jest strach przed koronawirusem, to jest poczucie bycia kimś kłopotliwym, niechętnie widzianym...:((
      Dziękuję za życzenia.
      Szczęśliwie dobrze dobrane leki trzmymają zdrowie w ryzach.;)

      Usuń
  11. U nas recepty dostaje się telefonicznie w postaci kodu, z którym trzeba pójść do apteki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas można telefonicznie, można papierowo - i wtedy odebrać z rejestracji.

      Usuń
  12. Ale jak to z tym brakiem numerka, przeciez jak ktos chory, musi do lekarza, niezaleznie od puli numerków?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu- u nas nie musi! Jak lekarz łaskawie wyrazi zgodę -to tak, ale nawet nie masz jak lekarza poprosić...bo teraz te wszystkie blokady.

      Usuń
  13. "Dziwne! Naród nagle w cudowny sposób ozdrowiał i lekarskiej porady nie potrzebuje czy jak?..."
    Nie zauważyłaś, siedząc dawniej, na ławce w przychodni jaka wielka ilosc hipochondryków ją odwiedzała
    Przecież to wynikało z ich rozmów /a tacy rozmowni są strasznie/ a także częstotliwości ich odwiedzin i opowiadań o liczbie posiadanych schorzeń.
    Dziś ich "poczucie nieuzasadnionego stanu lękowego o własne zdrowie, przekonaniem o istnieniu ciężkiej choroby"ustąpiło przed myślą, iż przebywanie w miejscach o wysokim stopniu zagrożenia staje się dla nich większym zagrożeniem, wiec albo "nie wysiadują jak dawniej"lub wysupławszy ze skarpetki ostatni grosz"lecza się prywatnie"
    Oto wielka tajemnica "pustych przychodni"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i tak, ale jak przedtem numerków brakowało, tak i teraz brakuje.

      Usuń
  14. U mnie jedna rzecz pomału wraca do normy. Przed covidem czasem po kilka razy dziennie słyszałem jadącą przez osiedle karetkę na sygnale. Czytywałem w necie opowieści ratowników medycznych, że są tacy co dzwonią po pogotowie bo go ucho zaswędziało. Tak pod koniec marca wyglądało na to, że się wystraszyli z takim wydzwanianiem. Gdzieś od dwu/trzech tygodni znów zaczęli.....

    OdpowiedzUsuń
  15. Głośno się mówi, że ludzie zaczęli bać się szpitali.

    OdpowiedzUsuń
  16. Właśnie testuję cierpliwość pań recepcjonistek w mojej przychodni, dzwoniąc od rana i próbując się umówić na wizytę... wirtualną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę cierpliwości Tobie, nie paniom. Podejrzewam, że paniom to wisi! Ale naturalnie- powodzenia! :)

      Usuń