Może być dziś długo i mało ciekawie, więc jeśli komuś zabraknie cierpliwości, to niech się nie katuje! ;)
Wielokrotnie już wspominałam, że moim lekarstwem na kłopoty ze snem jest słuchanie audiobooków. /Wyraz obcy, końcówka polska-trochę to dziwaczne, ale chyba tak ma być./ Tym samym prawidłowe działanie odtwarzacza to podstawa a tu, ni stąd, ni zowąd, zaczęły się schody. Nie mogłam go naładować a ponieważ kiedyś tam przy ładowaniu działy się dziwne rzeczy, pomyślałam, że nadszedł kres odtwarzacza i trzeba kupić nowy.
Różnych współczesnych udogodnień próbowałam, ale do sklepów internetowych nie mam zaufania. Nie, nie do sklepów- do siebie nie mam zaufania, że akurat w tej wirtualnej materii sobie poradzę i w dodatku będę zadowolona.
Wszelkie internetowe zakupy scedowałam na syna i od czasu do czasu korzystam z jego pomocy, więc i tym razem poszłam. Wyłuszczyłam rzecz całą i usłyszałam, że tam się nie ma co zepsuć, po czym syn podłączył urządzenie do swojej ładowarki, naładował i... oddał.
Niby byłam zadowolona, ale tak całkowicie mnie to nie uspokoiło.
W międzyczasie syn rzucił hasło, że jakby kupić nową komórkę, to tam można by wgrać audiobooki... a zresztą w nowym aparacie byłyby różne możliwości. Do podjęcia decyzji dojrzałam, gdy do swojej komórki chciałam wgrać "paszport covidowy" i nic z tego nie wyszło, bo aparat za stary i się nie da.
Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw decyzja zapadła, tyle że telefon będzie innej firmy, więc pewnych rzeczy trzeba będzie nauczyć się na nowo. To i dobrze, i źle. Dobrze, bo znowu głowa będzie zmuszona do wysiłku i poznawania nowych rzeczy, źle- bo zanim to wszystko ogarnę, wieki upłyną.
Mam telefon!
Przedwczoraj i wczoraj syn przerzucał mi to, co się dało, ze starego na nowy, wklepywał jakieś nowe zadania i wstępnie instruował mnie, jak z tego wszystkiego korzystać a mnie się głowa coraz bardziej kwadratowa robiła!! Ale najistotniejsze rzeczy zapamiętałam!
Niestety, przy okazji nastąpiło rozdwojenie jaźni, bo gdy zakładałam swojego pierwszego bloga na Bloxie, to tak cholerycznie zadbałam o anonimowość, że wwalałam fałszywki, gdzie się tylko dało.
Krótko mówiąc w eObywatel nie mogłam funkcjonować jako BBM, bo żaden system by tego nie przyjął, więc syn założył mi nową pocztę z rzeczywistymi danymi. No, dobrze- trzeba to trzeba- nie będę się wykłócać, ale jak weszłam na swojego bloga i zobaczyłam, że przyjdzie mi pisać i komentować, używając autentycznych danych, to szlag mnie jaśnisty trafił, bo wyszło na to, że całą anonimowość diabli wzięli!
Tym razem nie zdzierżyłam i poleciałam do syna z awanturą, że będę musiała zamknąć bloga, bo nadal mi jednak na tej anonimowości zależy. Syn cierpliwie wysłuchał moich pretensji, po czym wyjaśnił mi, na czym zabawa polega i dzięki tej wiedzy SAMA odzyskałam moją ukochaną ksywę, czyli BBM.
I tak oto zaczęłam funkcjonować w dwóch rzeczywistościach: oficjalnej i blogowej. I mam nadzieję, że uda mi się tego nie pomylić!
Podsumowanie:
Nowy aparat jest dużo lepszy od poprzednika. Zawiera dużo więcej przydatnych dla mnie funkcji i chodzi, jak błyskawica. Minus jest taki, że nie będę mogła na nim czytać i komentować blogów, bo musiałabym używać rzeczywistych danych. Trudno! Teraz codziennie rano będę musiała zasiadać do komputera.
A ironia losu?...
Do nowego aparatu nie da się wklepać książek, bo wwala to jak sieczkę- bez ładu i składu! Nie do odsłuchania!
A wisienka na torcie?...
MP3 jest w porządku! Po zmianie i wyrzuceniu kabelka okazało się, że to ładowarka jest zepsuta! Tym samym mam i dobry odtwarzacz, i nowy telefon!!
No, proszę Państwa, to się nazywa uśmiech losu! :)))