30 wrz 2021

Poniekąd na zamówienie.


Dzień dobry!

Nazywam się Bąbelek. Jestem jeszcze bardzo malutki. Pani weterynarz chciała mnie zważyć, ale waga ani drgnęła- taki byłem leciutki.

Ale rosnę szybko i energii mam za dwóch!

Jem dużo i łapczywie, ale to widać - chyba już się waga nie będzie buntowała! ;)

 

Pozdrawiam wszystkich zainteresowanych moją osobą. :))


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


29 wrz 2021

Chwilowo zastój został przerwany.

 Uznałyśmy z Hanią, że należy podtrzymywać wcześniejszą eksplozję energii i umówiłyśmy się na wspólne wędrowanie w Muzeum Narodowym. Zasadniczym celem była wystawa malarstwa Anny Bilińskiej.


Piękna kobieta, znana malarka XIX w.

Z pewnym zażenowaniem muszę przyznać, że nigdy o niej nie słyszałam. Z drugiej strony- nie muszę się katować. W dawnej szkole były po prostu rysunki i nie prowadzało się dzieci do muzeów. Mniejsza z tym- było, minęło!

Wystawa piękna. Pejzaże, portrety, szkice... a wszystko w aurze delikatnej zadumy, nastroju uważności i zamyślenia nad otaczającą przestrzenią. Obrazy przesycone uczuciami... Warto odwiedzić tę wystawę.





Jeden z pięknych, nastrojowych pejzaży.


Nie robiłam zbyt wielu zdjęć, bo widzieć coś na zdjęciu a w rzeczywistości- to przepaść emocjonalna. Nie da się odtworzyć tej atmosfery...








Scenka z pracowni.














Autoportret z pędzlami.














Pokażę ci , dziecinko, kawałek świata, pokażę ci morze!


Urzekający obraz macierzyństwa.






Z przyjemnością wędrowałyśmy od obrazu do obrazu, z sali do sali, zatrzymując się co chwilę, komentując własne doznania, dzieląc się emocjami.


 

 

 

 

Wyszłyśmy na główny hol, przysiadłyśmy na ławce, by chwilę odpocząć i... nie mogłam sobie odmówić: na środku wokół niewielkiego stolika siedziała młodzież, chyba licealna i wszyscy- cała siódemka- miała oczy wbite w telefony komórkowe.


Może trochę nieładnie, że nie poprosiłam o zgodę, ale gdybym poprosiła- z pewnością nie byłoby tego zdjęcia.

Z jednej strony- zabawna scenka, z drugiej- mocno przygnębiająca. Naprawdę nie mają sobie nic do powiedzenia?... To jak tu się polubić, jak tu się pokochać, skoro się ze sobą nie rozmawia...

Dobrze, że młodzi tak bardzo byli zajęci swoimi aparatami, że nikt z nich nie zauważył mojego cyknięcia. Mogłoby mi się oberwać i niewątpliwie mieliby rację, bo pozwoliłam sobie wkroczyć w ich prywatność.

Nie miałyśmy jeszcze dosyć zwiedzania i weszłyśmy do sali ostatnich 100 lat polskiego designu.

Dopiero w takich salach wystawienniczych człowiek uzmysławia sobie, jak bardzo jest stary. Szkło "kropelkowane" mam w domu do tej pory, z krajalnicą stosunkowo niedawno musiałam się rozstać- a świetna była i służyła mi latami. A już gdy zobaczyłam fotel, niemal się wzruszyłam, bo w naszym domu był identyczny.































 

 

Wszystko ma swój początek i koniec.

Przysiadłyśmy jeszcze na małą kawę, pogadałyśmy... i trzeba było wracać do domu. To był bardzo udany dzień. Dziękuję, Haniu! :))

22 wrz 2021

Niepokoje

 Zaczynam się na serio zastanawiać, jaki sens ma moje rozumienie i próby analizowania tego, co dzieje się w dzisiejszej Polsce, skoro właściwie przestaję cokolwiek rozumieć. Tu nic do niczego nie pasuje! Zadłużeni jesteśmy po uszy a słyszę o samych osiągnięciach i krajowym bogactwie. Zakładając, że rzeczywiście jesteśmy bogaci, to pojawia się pytanie, czemu rosną ceny gazu i prądu, czemu są pieniądze dla policji a nagle ich nie ma  dla zreformowania i naprawy problemów związanych z ochroną zdrowia...

I w gruncie rzeczy, na czymkolwiek by oka nie zawiesił, to wszystko wydaje się być pokrętne, zagmatwane i fałszywe.

Jest szansa, by poznać prawdę? Po zmianie władzy? Może tak, ale też prawdopodobnie nie w pełni, bo pewnie zdążą wiele poukrywać i zamaskować... A nasza obecność w UE?... Nie sądziłam, że tak łatwo i bez naszej obywatelskiej zgody da się Unię opuścić. Zaczynam się bać!


Na emigrację wewnętrzną chyba jeszcze za wcześnie...ale gdyby co, to trzeba ją mieć na uwadze.

------------------------------------------------

Obiecałam, że przedstawię dowód rzeczowy, że Bąbelek znakomicie sobie radzi w przestrzeni domowej, że jest mądrym kotkiem i że kradnie po kolei wszystkie serca. 



 

 

 

 

 

Dobrego dnia wszystkim!! :)
 

18 wrz 2021

Kolejna porcja dobrej energii

Czy można dostać kota na punkcie kota... chyba można, bo właśnie kociak śpi mi na lewej dłoni a prawą stukam w klawiaturę.

A dobra  energia to konwencja PO w Płońsku i przemówienie Tuska, zresztą nie tylko jego, bo było kilka wystąpień, których chciało się słuchać. I nowy zastrzyk nadziei, bo to, co nam towarzyszy na co dzień, jest już nie do wytrzymania i chce się wykrzyczeć jak kiedyś-MAMY  DOŚĆ!!!

Przypomnijmy.


Scenki godne zapamiętania. I|raport szalonego Antka, do którego nikt nie ma dostępu- łącznie z niektórymi rodzinami ofiar tamtej katastrofy... A miliony poszły na zabawy z parówkami.

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Tu chyba nawet komentarz nie jest potrzebny, bo brutalność policji wszystkim jest dobrze znana.

 

 

 


 Nowy ład czy nieład, czy totalne rozwalanie gospodarki.

I tak dzień za dniem...

 

 

 

 

Nic dodać, nic ująć.

To nie żart, to nasza rzeczywistość, nasza codzienność. 

Ale:


 


I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszą krótką notkę, życząc powrotu ciepła, pogodnej niedzieli i dobrego tygodnia!

 

/nie odpowiadam za błąd ortograficzny- spod a nie z pod, przytoczyłam mema, bo wydał mi się trafny/.

16 wrz 2021

Los tak chciał.

Poszłam dziś rano jak zawsze po pieczywo i słyszę coś o kocie, że siedzi i miauczy. Jednym uchem wpadło, drugim wypadło. Zrobiłam zakupy, wyszłam. Widzę, przed sklepem facet wyciąga kociaka spod samochodu, ma dosyć bezradną minę, komentuje, że ktoś go w końcu przejedzie. 

Kociątko maleńkie, kruszynka... Skojarzyłam hasło kot i sklep, pomyślałam, że może właścicielowi sklepu kotek zginął. Wzięłam malucha na ręce, zaniosłam do sklepu, pytam:- To pana kociak? - Nie,  to pani kot!
- zażartował.

I co miałam zrobić? Zostawić biedactwo na zatracenie? Zaniosłam do domu... Kupiłam bebiko /podobno krowiego mleka nie wolno!/, kupiłam kocią saszetkę dla juniora. Znajoma podpowiedziała mi, że jak zechce jeść tą mięsną paćkę, to niech je na zdrowie.

Nałożyłam mu odrobinę, tak na próbę. Pałaszował aż mu się uszy trzęsły! Bardzo był wygłodzony. Za jakiś czas znowu dostał jeść. Mleka jeszcze nie dawałam. 


 Można było takie maleństwo samo, miauczące, szukające pomocy zostawić z powrotem na ulicy??...

 

 

 

 

 

 

Znalazłam na strychu koszyczek, ale nie jest nim zachwycony. Najlepiej mu na ramieniu, na kolanach... może potrzebuje ciepła?...

Kuwety ze żwirkiem też nie zaakceptował. Całe jezioro na podłodze zostawił. Może być wesoło... ;(
 

14 wrz 2021

Gdy się samotność spotka z samotnością...

Wbrew tytułowi to będzie bardzo optymistyczna notka.

Wybrałam się do tutejszego GOK-u na widowisko  "Księga wielkich życzeń". Widowisko oparte było na filmie o tym samym tytule /nic mi nie wiadomo, by była taka książka/.

Tematyka dotyczy spotkania dwóch światów: dzieci z domu dziecka i starych schorowanych ludzi u kresu życia , przebywających w domu opieki. Z konieczności- pożar w domu dziecka- kilka dziewczynek zostaje skierowanych na pewien czas do domu starych ludzi. Początkowa nieufność przeradza się w potrzebę bliskości i otwarcia na inność. Oczywiście inscenizacyjna  jednoaktówka może jedynie zasygnalizować problem, ale w gruncie rzeczy nie o tym chciałam pisać, choć temat sam w sobie nadzwyczaj ciekawy.

Dla mnie fascynujący byli aktorzy. 

Otóż w poszczególne role wcielili się panowie i panie z Klubu Seniora oraz dziewczynki ze szkoły podstawowej.  I powiem, że byłam oczarowana - swobodą i naturalnością aktorskiej gry, doskonałą dykcją i wyczuciem interpretacyjnym.

Szczerze podziwiałam zdolności reżyserskie młodej kobiety, która przygotowała wieloosobowy /przypuszczam, że wystąpiło około 20 osób, może nawet ponad- nie policzyłam/ spektakl z oprawą muzyczną, prostą ale przemyślaną scenografią i nawet z wykorzystaniem efektów specjalnych.

Można? Można!

Aktywność seniorów zasługuje na wyrazy uznania i duuuże brawa! 

-----------------------------------------------

Przyznam, że kilkudniowe oderwanie się od polityki dobrze mi zrobiło- reset permanentny!

Dobrego tygodnia!:) 

8 wrz 2021

Kiepski wybór.

 Ostatni dzień wędrówek po Trójmieście a więc na pewno Sopot, bo jak to- być nad morzem i Sopotu nie odwiedzić?! Zwyczajnie niemożliwe.

Dworzec. Bilety SKM, kasowane w kasowniku w podziemnym przejściu a o wszystko trzeba dopytać lub dowiedzieć się przez przypadek. 

Dojechałyśmy. Deptak czy Monciak, czy jak tam go inaczej nazywają- i oto Krzywy Domek!





Trochę jak zabaweczka. Niewielki, ukryty między drzewami.

 

 

 


 

I zaraz molo z szalejącym wiatrem. I mewy. Początkowo niewiele, jakieś pojedyncze, by za chwilę pojawiło się ich nad głowami całe stado- niemal jak w filmie...






Jeszcze przed wejściem na molo zapoznałyśmy się z tablicą informacyjną, co i gdzie można jeszcze w Sopocie obejrzeć. 

Wybór padł na Państwową Galerię Sztuki i wystawę "Ku wolności" oraz Muzeum Sopotu.

O ile pobyt w Galerii był dla mnie interesujący, to Muzeum Sopotu okazało się ponurym nieporozumieniem.  Wydawało się, że jest dość blisko a szłyśmy i szłyśmy, zgodnie ze strzałkami informacyjnymi, i końca nie było widać. Ostatecznie, znowu pytając, przedarłyśmy się na przełaj między warzywniakiem i blokami osiedlowymi i jakoś dotarłyśmy, by...obejrzeć dwie czy trzy sale urządzone tak, jak kiedyś mieszkano i na piętrze wystawę starej fotografii.

Chyba czego innego się spodziewałam a że droga wydłużała się w nieskończoność, to i rozczarowanie było większe.

Trasa o tyle sympatyczna, że idąc do muzeum mijałyśmy piękne stare domy i uroczy mostek obwieszony kłódkami.


 

Potem już z powrotem do SKM-ki i do Gdańska.

Tym razem wróciłyśmy masakrycznie zmęczone.

-----------------------------------











I chyba czas na podsumowanie. Wycieczka wspaniała, mnóstwo pozytywnych wrażeń.


Różowy kolor to nasza trasa z miejsca zamieszkania do ECS  a mniej więcej połowa tej trasy pokonywana wielokrotnie /z racji dworca PKP/  + oczywiście wędrówki po wielu uliczkach Starego Miasta.

 

 

 

 

 

No, nie byłabym sobą, gdybym całkowicie zrezygnowała z krytyki. 

1. Gdyby nie tu i ówdzie porozsiewane "Żabki", to nie byłoby gdzie kupić produktów spożywczych czy prasy /śniadania i kolacje robiłyśmy sobie same/.

2. Bardzo niemiło potraktowała nas młoda kelnerka w restauracji, którą to restaurację proponuję omijać szerokim łukiem.


Nie dość, że bardzo długo czekałyśmy na zrealizowanie zamówienia, to jedzenie było takie sobie i wcale nie super gorące a kelnerka opryskliwa.

Na ogół nie jestem pamiętliwa, ale gdy- poproszona od razu o rachunek, żeby znowu godzinami na nią nie czekać- przyniosła pojemniczek /na napiwek/ z karteczkami dopominającymi się o recenzję, pomyślałam, że to już szczyt nonszalancji i bezczelności.

Napiwku nie zostawiłyśmy a recenzja? Mówisz- masz! I ciesz się, dziewczyno, że tu sobie ulżyłam a nie wysmażyłam nieciekawej opinii pod wskazanym adresem!


Następnego dnia przed południem... pociąg z Gdańska Głównego do Przemyśla spóźniony o... Ale jakoś udało nam się wrócić do domu! 

Dobrego dnia! Niech nam się ciepełko jeszcze trochę utrzyma! :))

7 wrz 2021

Solidarność i bursztyny

 Proszę uzbroić się w cierpliwość- dziś będzie sporo zdjęć.

Uzgodniłyśmy z Hanią /dostałam zgodę na podawanie pełnego imienia/, że jeśli nasza wycieczka ma mieć sens, to musimy zacząć od informacji turystycznej, postarać się o jakąś mapkę i dowiedzieć się, gdzie jak najprościej trafić.

To był strzał w dziesiątkę. Przemili młodzi ludzie w IT dali nam mapkę, zaznaczyli na niej najkrótszą trasę do ECS, zaznaczyli także nowo otwarte Muzeum Bursztynu, prawie w połowie drogi. Dowiedziałyśmy się też, że trasę można pokonać pieszo bez nadzwyczajnego wysiłku.

Nie sposób pokazać całości piękna gdańskich ulic i uliczek. Skupię się na naszych obiektach docelowych i tym, co zrobiło na mnie największe wrażenie.


Muzeum mieści się w starej budowli-Wielkim Młynie.

Wrażenie ogromne! /zdjęcie robione w środku/.

Nie wiem, na czym polega technologia kładzenia powierzchni podłóg, w każdym razie -dla mnie- początek zwiedzania, dopóki mózg nie zaakceptował zaistniałej sytuacji, był bardzo trudny. Czułam się jak na szklanym moście w Chinach. Może nie do końca tak, bo tu wszystko było mieniące, rozjarzone, błyszczące, ale poczucie, że za chwilę runę w dół na początku wręcz mnie paraliżowało. Potem przywykłam a może po prostu skupiłam się na pięknie ekspozycji. A było co oglądać!










W gruncie rzeczy bez komentarza, bo jak można skomentować własny zachwyt a jednocześnie żal, że żadne zdjęcie nie odda uroku tego, co podziwiam i co już tylko na krótki czas ocaleje pod powiekami...







Nie wiem czemu, ale zawsze kojarzyłam, że bursztyny zbiera się na plaży, że podczas sztormu fale wyrzucają je na brzeg.

Strój nurka uświadomił mi, że sposoby wydobywania bursztynu mogą być zupełnie inne.




Wreszcie w końcowej fazie zwiedzania- różności, niekoniecznie z wykorzystaniem bursztynu, które zaintrygowały, zatrzymały, pobudziły do zastanowienia. Dla mnie był to naszyjnik z banknotów i myśl- czyżby na tyle już straciły wartość, że mogą służyć do innych celów niż płacenie za zakupione towary?...

 

 

 

 

 

________________________

_______________________________

 

I drugie muzeum przeznaczone na ten dzień do zwiedzania- Europejskie Centrum Solidarności. Przewodnik słuchawkowy. Tu dość szybko przyswoiłam nowy sposób poznawania poszczególnych elementów tej olbrzymiej wystawy historii Solidarności.


Na zdjęciach: olbrzymi gmach muzeum, robotnicze postulaty, schody na kolejny poziom, napis na całą ścianę- symbol NSZZ.






















I przy tym napisie chcę się chwilę zatrzymać. Przecież wielokrotnie go widziałam w środkach przekazu... Nie sądziłam, że tak mocno go odbiorę... Otóż każdy drobny element, każda zawieszona karteczka to czyjś głos, to czyjaś myśl, pozdrowienie, podziękowanie... w wielu językach. To naprawdę robi wrażenie!

A tych karteczek są tysiące, dziesiątki tysięcy!!!



Należałoby czytać, czytać i czytać!


 

 

Była jeszcze możliwość wjazdu windą na samą górę i obejrzenia panoramy miasta, ale byłyśmy tak bardzo zmęczone, że bez żalu zrezygnowałyśmy.

Dwa wielkie muzea w jeden dzień to nie żarty. 

 

 

__________________________

______________________________

Należał nam się odpoczynek. Więc do tramwaju i nad morze- do Jelitkowa!

































Chłopczyk nie jest ani naszym kuzynem, ani nawet znajomym. Zrobiłam mu zdjęcie dla uczczenia jego samozaparcia na pograniczu bohaterstwa.

Wiatr wiał tak, że po krótkim czasie na spodniach utworzyły się warstwy piasku; ludzie spacerowali brzegiem poubierani w kurtki, szale... a ten goły i wesoły pchał się do wody!

To był niesamowity widok!! :))


Powrót do Gdańska, obiadokolacja, plany na ostatni dzień, bo potem już tylko powrót.

Dobrego dnia! :))

6 wrz 2021

Gdańskie lwy

Propozycja padła nagle i nieoczekiwanie. Od lat już chciałam wybrać się do Gdańska i zawsze coś stawało w poprzek. A im dalej w lata, tym mniej prawdopodobny stawał się wyjazd i gdy oferta z nieba sfrunęła, w lot ją chwyciłam.

Ruszyłyśmy w Polskę we dwie- H. i ja. Moja motywacja? Po pierwsze i najważniejsze: Gdańsk jest piękny a byłam w nim tak dawno. A poza tym: wyrwać się z covidowej stagnacji, sprawdzić się, czy dam radę i ponadto spróbować pokonać mocno już utrwalone przekonanie o własnej nieumiejętności odnalezienia się we współczesnych realiach.

Uczciwie przyznaję, że gdyby nie H. z jej operatywnością, cierpliwością i uporem, to zapewne siadłabym na środku ulicy i rzewnie się rozpłakała, bo początek gdańskiej przygody był mocno zniechęcający. Co prawda udało się bez problemów dojechać do Warszawy, spotkać z H., wsiąść na właściwym peronie do właściwego pociągu i szczęśliwie dojechać do Gdańska, ale potem już było tylko gorzej.

Kwaterę miałyśmy zarezerwowaną w centrum a więc blisko dworca, toteż- idziemy.


 

Gdańskie lwy nie tylko w herbie miasta. Widać je na ulicach.

Tu- z czterech stron odpoczywają przy tańczących fontannach. /Na zdjęciu uchwyciłam tylko jedną stronę- chciałam, by lwy było wyraźnie widać./

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  Nie znamy jeszcze trasy, więc idziemy wedle zasady: koniec języka za przewodnika. Jest poszukiwany adres!! Ale nie wiadomo, jak wejść, bo pod konkretnym numerem- knajpa. Telefon . Wejście od sąsiedniej ulicy. Jest wielka kuta brama, z boku domofon. Pierwsze wstukiwanie kodu- pudło! Drugie- pudło! Trzecie... Zaczynam się gotować.  Znowu telefon. Kilkakrotne próby z telefonem przy uchu. Wreszcie jakiś facet na wózku inwalidzkim pokonuje przeszkodę a ja mam wrażenie, że otworzył bramę "z buta". Korzystamy z okazji i wchodzimy, ale to dopiero podwórko. Teraz wejście do budynku- operacja z domofonem się powtarza. Udało się. Wchodzimy. Wnętrze wcale zachęcająco nie wygląda, ale człapiemy po schodach. Przy docelowych drzwiach kolejna przeszkoda. Na ścianie rodzaj niewielkiego sejfu, który znowu trzeba odkodować.

Pewnie to już jest nudne- trudno! Znowu kilka prób, znowu telefon. Udało się. Jest komplet trzech kluczy. H. otwiera drzwi, wreszcie jesteśmy w środku, ale- jeszcze nie koniec atrakcji!

Wnętrze- pełen wypas, ale: nie ma ręczników, nie ma światła w łazience, nie ma też oświetlenia przy kuchennej ladzie. Telewizor raz działa, raz nie działa- w zależności od fantazji  a pewnie przede wszystkim od umiejętności klienta. Ja się zastanawiam, jak ulokować stojącą lampę, żeby choć trochę oświetlała toaletę, H. znowu dzwoni. Ręczniki się znalazły, konserwator będzie za pół godziny. Czekamy.  Głodne i podirytowane. Po  kolejnym monicie-jest konserwator. Okazało się, że siadły korki i gdyby tenże pan się nie pojawił, to nie byłoby także ciepłej wody.  A oświetlenie przy kuchni? Z wierzchu szafki zdjął coś okrągłego- jak spora przykrywka od słoika i stukaniem w toto uruchamiało się oświetlenie przykuchenne. W życiu bym się nie domyśliła!!

Wreszcie wszystko jest tak jak być powinno, możemy iść coś zjeść.

Ale jak wyjść, skoro domofon jest po tamtej stronie bramy? Szczęśliwie udało mi się nie wywalić bramy z zawiasów, gdy któraś z nas zauważyła /pewnie H., bo ja się mocowałam z żelazną bramą/, że są trzy klucze, czyli jeden do mieszkania, drugi do bramy, trzeci powinien być do domu, ale tego trzeciego do końca nie udało się dopasować - otwierałyśmy domofonem.

I na tym złe poprzestało a my po świetnych pierogach w pobliskiej pierogarni całkowicie odzyskałyśmy humor.

Było już dość późno, ale do Bazyliki Mariackiej było parę kroków a i tak planowałyśmy tam zajrzeć. Co prawda weszłyśmy w trakcie nabożeństwa, ale nie byłyśmy jedynymi zwiedzającymi i widocznie księża są oswojeni z wędrówkami turystów, bo nikt nie zwracał uwagi na przemieszczających się ludzi. W lewej nawie niemal ołtarz Macieja Płażyńskiego, w prawej- wmurowana urna z prochami Pawła Adamowicza, obok tablica. Widok dużo skromniejszy a i tak- w moim odbiorze- zbyt wiele zbędnych elementów, zakłócających skupienie. Oczywiście świeże kwiaty...

Wyszłyśmy. Jeszcze spacer nad Motławę i powrót. Pierwszy dzień miał się ku końcowi.


 

Statek wycieczkowy, stylizowany na piracki /chyba/. 

 

Oferowane rejsy na Westerplatte.

Nie skorzystałyśmy. Nie miałyśmy tego w planach.

 

 

 

 

 

 

 

 

I na dziś wystarczy. Cdn. :)

Dobrego nowego tygodnia Wszystkim! :)) 

5 wrz 2021

Dziś tylko zajawka.


 Zdjęcie wyraźnie mówi, że to sopockie molo.

Tak, byłam cztery dni poza domem i sprawdzian, jak sobie dam radę jedynie z równolatką /H. jest ode mnie o rok młodsza, ale w naszym wieku to już nie ma większego znaczenia. ;))/ wypadł całkiem zadowalająco. Pokonałam większość swoich niepokojów i lęków, ale zawdzięczam to H. - jej opanowaniu, spokojowi i generalnie akceptacji wszystkiego tego, co kolejna chwila przyniesie. A także jej brakowi obawy przed ryzykiem i całkowitemu przekonaniu, że każdą trudność da się pokonać. 

Zasiedziałam się w domu przez covid- tę cholerną zarazę i uwierzyłam, że jestem stara i niezaradna.

H., kochana moja! Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję i chyba przede wszystkim za to, że rozbiłaś w drobny puch moje lęki! :)

Następnym razem pojedziemy... może na Śląsk, na Mazury... nieważne gdzie! Cała Polska jest piękna i ciekawa! :)

---------------------------------------

Relacja z wycieczki nad morze od jutra.