Jest takie powiedzonko: gdybym wiedział, że się przewrócę, to bym się położył!
Piękne, krótkie, treściwe- przyszłości nie da się przewidzieć!
Nie bardzo wiem, jaka myśl przyświeca nagłaśnianiu konieczności robienia zapasów na trudne czasy. Trochę tak jakby świat cały szykował się do wojny.
To, że czasy już są trudne i nikt nie wie, czym mogą zaowocować, może nawet wojną, tfu! tfu! oby nie!!- nie mam najmniejszej wątpliwości, natomiast rozdmuchiwanie tematu może spowodować panikę i run na sklepy. Jak to się kończy, wiem, bo mieliśmy już takie sytuacje w kraju. Latami potem opowiadano anegdoty, jak facet składował nad oborą zapasy mąki i cukru, sufit się zarwał i krowę zabiło.
Pomijam zwyczajne marnotrawstwo, bo w mące np. pojawiły się robaki albo zapleśniała a cukier się skawalił.
Mam wrażenie, że każda średnio normalna rodzina ma w zapasie produktów spożywczych na przetrwanie tygodnia, może dłużej. Popadanie w obsesję zagrożenia i noszenie ze sobą krzesiwa, zapalniczki, latarki, noża i Bóg wie, czego jeszcze, co nagle może się przydać w nadzwyczajnych okolicznościach, może tylko zwiększać psychozę i odebrać resztkę radości życia.
A wszystkiego i tak przewidzieć się nie da.
Można mieć wielopiętrowy, znakomicie wyposażony schron i nie zdążyć do niego dojść. Można dojść i nie móc go już opuścić, bo zostanie przywalony tym, tamtym czy owym. Możliwości są tysiące!!
Czemu w ogóle o tym piszę? Bo wczoraj oglądałam w TV rozmowę z facetem, który demonstrował właśnie takie przyborniki i opowiadał, jak bardzo mogą być przydatne. Jeden ma przy kluczykach do samochodu, drugi przy zegarku, bransoletę ma zrobioną z 5-metrowego sznura- w razie konieczności zrobienia szałasu bardzo się przyda. A przyborników ma trzy albo cztery.
Pomyślałam, że jeśli wychodząc z domu przestanę się zastanawiać, czy chałupę zamknęłam a zacznę sprawdzać, czy scyzoryk do cięcia gałęzi odpowiednio naostrzony na budowę szałasu, to świr czeka tuż za progiem.
No, cóż! Trudno! Będzie co ma być!...
Zaraz, a może to była swoista reklama survivalowego spędzania wolnego czasu... nie pomyślałam o tym. Orsonowi Wellesowi udało się pół Ameryki przerazić wojną światów, to może i ten telewizyjny ludek w tak sugestywny sposób reklamował swoją firmę?... No, proszę! Polak potrafi! ;)
A ja mam takie wrazenie, ze po prostu towar w sklepach zalega, i chca go koniecznie sprzedac ludziom, aby opróznic z innych towarów magazyny.
OdpowiedzUsuńWersja całkiem prawdopodobna! ;))
UsuńNie umiem sobie w żaden sensowny sposób wytłumaczyć... Ale też przychodzi mi do głowy, że jakiś interes finansowy w tym jest.
OdpowiedzUsuńIstnieje powiedzenie: jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze! Może tak być... ;)
Usuńtjaaa, a ja nie mam ani mąki, ani cukru... mąkę w sumie kupię, bo lubię naleśniki :-D ale cukier mi zbędny ;-)
OdpowiedzUsuńA propos, jak będzie wojna, to tylko karaluchy ocaleją i świat odetchnie z ulgą, że się pozbył największego pasożyta. Czyli i tak się dobrze wszystko skończy ;-)
Baaaardzo Twój komentarz do mnie trafia! Ludzie, to rzeczywiście nieszczególny gatunek mieszkańców Ziemi, co niemal bez przerwy udowadniają własnymi poczynaniami...
UsuńTo prepersi. Ich podejście jest co najmniej śmieszne, nielogiczne... lecz cóż jest to nowa (u nas) gałąź przemysłu, gdzie produkują batoniki, które można jeść i po 20 latach ;]
OdpowiedzUsuńJakaś nowa sekta? Nie słyszałam o nich. Lubię słodycze, ale 20-letnie batoniki nie wydają mi się być szczególnie atrakcyjnym towarem! ;)))
UsuńNie taka znowu nowa. To są ludzie, którzy wierzą, że można przeżyć apokalipsę i się do niej przygotowują.
UsuńWedług mnie ich działania nie są zbyt racjonalne, ale każdy bawi się, jak chce i jak umie... ;)
Usuńkobietawbarwachjesieni:
OdpowiedzUsuńA ja zamiast latać po sklepach i skupować żywność, właśnie wywaliłam kilka kubłów mocno przeterminowanych przetworów. Nie przewidziałam tego, że jeszcze mogą się przydać.
Ja jeszcze mam przed sobą remanent kilkuletnich przetworów - do zlikwidowania. A może to na wszelki wypadek przetrzymać jeszcze parę lat? I jak nie rozsadzi słoików, to się zużyje?... ;)))
Usuń"- masz kredę?...
OdpowiedzUsuń- dobry harcerz wszystko!"...
/Seweryna Szmaglewska, "Czarne Stopy"/...
...
p.jzns:)...
Kiedyś to były książki, co?... Po.ba.s :))
UsuńPoruszony przez Ciebie temat od dawna mnie interesował, a to za sprawą znajomego, który swój dom zamienił w samowystarczalny warsztat, w którym jest wszystko, a nawet jak nie ma, to jest wszystko, żeby samodzielnie zrobić to, czego nie akurat nie ma. Od gwoździ, śrubek i nakrętek po pompy, kompresory, mierniki. Wiertarka, to banał przy jego zestawie.
OdpowiedzUsuńZ pewnością, jeżeli na terenie Irlandii wybuchnie wojna totalna, to ja dawno zdechnę, gdy on będzie żył na takim samym poziomie, jak i teraz żyje- w swoim domu- warsztacie-przechowalni.
Jest tylko jeden mały haczyk- i wcale nie jest to paragraf 22! Na wojnę totalną o Irlandię, o się nie zanosi. Kompletowanie śmieci z warsztatu kosztuje i zabiera przestrzeń. Jeżeli mi się coś zepsuje, to kupuję nowe urządzenie, bo cena narzędzi, nie mówiąc już o cenie czasu pracy przy naprawie, przekracza cenę sklepową nowego produktu. A jeśli będę widział na horyzoncie wojnę o Irlandię, to wtedy dopiero dostosuję strategię do wojennej- na razie mam czas pokoju :-)
Z przetrwaniem w skrajnych warunkach (n.p. w górach po katastrofie lotniczej) jest jeszcze śmieszniej, bo ja nawet nad górami nie latam :-) W każdym razie coś czuję, że dużo bardziej opłaca się żyć normalnym życiem i czas i środki zaoszczędzone na szkole przetrwania wykorzystać w razie potrzeby na zatrudnienie fachowca, który ze scyzoryka, sznurka i koszuli zmontuje paralotnię, na której przelecimy z Irlandii w bezpieczniejsze miejsce :-)
Konkludując: Na Świecie wciąż nie brakuje ludzi przekonanych, że najlepiej samemu wszystko móc zrobić. Poświęcają zatem czas i środki na udowadnianie sobie, że są niczym "bóg- stwórca" tylko może trochę, ale to zupełnie odrobinę niedoskonali. Ja zaś, jako istota wyjątkowo ludzka i niedoskonała wolę robić jedynie to, co potrafię i lubię, a w razie czego zapłacę amatorskiemu "bogu- stwórcy", żeby mi pomógł.
Pełna i całkowita zgoda! Jak przyjdzie katastrofa to i 50m sznurka nie na wiele się przyda. A ponadto nawet zakładając, że ocaleję razem z tym sznurkiem tylko i nikt więcej, to co to za życie?...
UsuńMasz rację, życie ma sens, gdy każdy zajmuje się tym, co lubi i co potrafi!
Babciu, ubawilem sie anegdota o krowie :)
OdpowiedzUsuńW mojej rodzinie twierdzą, że prawdziwa! ;)))
UsuńJak tylko zobaczyłam to info z Niemiec to pomyślałam sobie : No to się zacznie zaraz jazda. No i jest.A Niemcy ogłosili ostatnio, że do obowiązkowej służby zasadniczej wracają. I jesli przy tym zostaną, to zaraz i nasi pisowi włodarze polecą za ciosem , a u mnie trzy nastoletnie chłopaki....Sprawy niezłych nerwicowców: To o propersach mam gdzieś. Nie zabezpieczymy się przed wszystkim to pewne , zdrowy rozsądek trzeba zachować. Azalia
OdpowiedzUsuńU nas na razie Macierewicz latawce stroi i jak dotąd - wiele z tego nie wynika, ale kto wie, jak to się dalej potoczy... w każdym razie na pewno nie można dać się zwariować!
UsuńNie dać się zwariować, ale...Z tego co się doczytałam bardziej chodzi o to, żeby ludzie w mieście szczególnie mieszkający w centrum miasta mieli coś tam do jedzenia i picia bo gdyby były jakieś zamieszki lub nie daj Wszechwiedzący zamach to najlepiej jak ludzie zostaną w domu. Może się zdarzyć, że ulice będą zablokowane i będzie trzeba przeczekać w mieszkaniu.
OdpowiedzUsuńBardziej niepokojące są doniesienia o przywróceniu poboru, ale też do wytłumaczenia. Niemcy mają duży problem z ochotnikami. U nas prawdopodobnie jest aż za dużo chętnych do służby wojskowej dlatego wydaje się bez sensu przywracanie powszechnego poboru.
Jakieś niewielkie zapasy mam, zużywam na bieżąco i uzupełniam na bieżąco, ale ja mam na co dzień w porywach do wykarmienia 10 osób więc zawsze muszę mieć jakiś zapas na wypadek klęski najazdu wnuków, prababć i innych zaprzyjaźnionych.
Pozdrawiam.
Jakby "leśnych" zabrakło, to się uzupełni przebierańcami spod Grunwaldu! Przepraszam, to był nie najmądrzejszy żart! ;(
UsuńPozdrawiam Cię,Wiszenko! Często gęsto jednak zapominam o grzecznym zakończeniu, choć zawsze myślę z serdecznością. :)
UsuńWedług mnie, to są strachy na Lachy, i tyle. Doskonale pamiętam kilka wojennych przygotowań! To cała historia była, a skńczyła się oczywiście wołkiem zbożowym w mące, oraz mrówkami w cukrze!
OdpowiedzUsuńPic na wodę, fotomontaż, i koniec!
Według mnie, to są strachy na Lachy, i tyle. Doskonale pamiętam kilka wojennych przygotowań! To cała historia była, a skńczyła się oczywiście wołkiem zbożowym w mące, oraz mrówkami w cukrze!
OdpowiedzUsuńPic na wodę, fotomontaż, i koniec!
Jestem tego samego zdania! Strachy na lachy i pic na wodę. ;)))
UsuńStrachy na lachy i pic na wodę fotomontaż:)tak się mówiło u nas azalia
OdpowiedzUsuńU nas też się tak mówiło. No właśnie- to jest dopiero pełna riposta! :)
Usuń