3 mar 2021

Wola życia, czyli historia jednego kwiatka

 Już od jakiegoś czasu przymierzam się do napisania tej notki, bo historia jest niezwykła i najzwyklejsza na świecie jednocześnie.

Mieliśmy znajomą, przyjaciółkę, trudno mi jednoznacznie określić- w każdym razie bliską nam osobę. Lubiliśmy się, kontaktowaliśmy dość często. Kiedyś dostałam od niej kwiat w doniczce- chyba jakaś odmiana filodendrona.

Niejednokrotnie już wspominałam, że hodowczyni kwiatów ze mnie żadna: jak pamiętam, to podleję albo dosypię ziemi i albo kwiaty zaakceptują mało komfortowe dla siebie warunki, albo nie. Ten od M. trzymał się dzielnie, tyle że kilka rachitycznych liści było na górze a cała walka toczyła się w łodydze, która wciąż i wciąż się wydłużała i niebezpiecznie traciła równowagę...

W międzyczasie M., młoda jeszcze kobieta, zachorowała na raka. Nie udało się jej uratować. Kwiat trwał a ja nie miałam serca go wyrzucić- to była moja pamięć o M. Ale nie miałam wielkich złudzeń co do jego dalszego losu.

Chciałam go jakoś uwiecznić, nie chciałam tak po prostu wyrzucić. Wtedy jeszcze trochę tkałam.

 

 

Nazwałam tę makatkę "Wola życia", bo zawsze z podziwem patrzyłam, jak łodyga się wydłuża /usiłowałam wesprzeć, przywiązywałam do podpórek/ i kwiat coraz bardziej się przechyla, jest niestabilny a przecież wciąż walczy, wciąż rwie się do życia...

Trzeba jednak było coś z tym fantem zrobić. 

Znajoma poradziła mi, żeby uciąć zaraz pod liśćmi i włożyć do wazonu z wodą a jak pojawią się zawiązki korzonków, wsadzić do ziemi - i tyle!


Co ma być, to będzie. 

Tak zrobiłam, nie licząc nawet specjalnie, że akcja będzie udana.

Udało się!!! Kwiat rósł jak na drożdżach! Mało tego, za jakiś czas wyrosła mu boczna odnoga. Kwiat był wielki, ciężki i zaistniało niebezpieczeństwo, że boczny odrost może zaburzyć równowagę- tym bardziej że z trudem mieścił się na parapecie. Należało powtórzyć operację.

Tym razem zadziałał ukorzeniacz. Przygotowałam dwie duże donice z ziemią. W dołki nasypałam ukorzeniacza i wsadziłam ucięte łodygi z liśćmi, obficie podlewając.

Było lato. Donice przez kilka dni stały na dworze, żeby niepotrzebnie nie dźwigać ciężaru, jeśli się kwiaty nie przyjmą. Ale liście wyglądały zdrowo, cały czas były zielone. Wróciły do domu a ja codziennie zaglądałam.  Gdy zobaczyłam zawiązek młodego liścia, odetchnęłam z ulgą. Zwyciężyliśmy!! Kwiaty się przyjęły i niech  rosną na zdrowie!

Widzisz, M. Jesteś z nami. Cały czas z nami jesteś!



31 komentarzy:

  1. Wzruszajaca opowiesc. Masz piekne wspomnienie po zmarlej znajomej, jej sie nie udalo, wspomnienie jest caly czas zywe. Nie wiedzialam, ze jestes tak utalentowana, bo przeciez zeby powstala taka makatka, trzeba nie tylko ja wyhaftowac, ale przedtem narysowac, rozrysowac wzor i kolory, a to nie taka prosta robota. No szacun, Matyldo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniu Pantero!
      Tkactwo to był kilkuletni epizod w moim życiu. Lubiłam tę dłubaninę, ale spasowałam, zbyt obciążająca dla kręgosłupa.

      Usuń
  2. U mnie zielone trzymają się tylko w kuchni, tam wręcz dżunglę mogłabym wyhodować, w pokoju jedynie bluszczowate, taki lajf;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo mojego antytalencia roślinnego wszystkie parapety są zastawione doniczkami i jakoś to wszystko żyje. Wyjątkowo wyrozumiałe te moje kwiatuchy! :))

      Usuń
  3. To chyba difenbachia, która ma trujący sok. Makatka urocza. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo możliwe, nie znam się na roślinach.
    Jak miło, że Ci się makatka podobała. Dla mnie ma wartość sentymentalną. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ło matko Ty tak publicznie i na piśmie dzielisz się wiedza ezoteryczną.
    Toz jak sie dowie czy przeczyta "prawdziwy Polak a jeszcze prawdziwszy chrześcijanin" to podeśle Ci w domowe pielesze jakowegoś egzorcystę/a w Polsce jest ich przeszło 100 i nudzą się/ a nadobne dziewice konsystorskie staną pod oknami by otoczyć żywym różańcem i odgonić złego ducha co to się "w kwiecie zagnieździł"
    Taka to nasza narodowa, jak na dziś, rzeczywistość.Głupiejemy zbiorowo i na pokaz.
    A opowieść piękna i piękne, ze o osobie czy przyjaźni przypomina choćby kwiat!!
    To pisze ja, który o kwiatach wie tyle, ze "zielonym do góry"
    .A do podlewania /jakościowego i ilościowego/"zatrudnił" takie sprytne urządzonko, które podlewa kropelkowo.Ja wiem tyle, ze zbiornik z którego pobiera wodę, ma być pełny do takiego a nie innego poziomu.
    B przydatne gdy domownicy jada na dłuższy urlop.

    OdpowiedzUsuń
  6. To o kwiatach wiemy mniej więcej tyle samo! ;)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna historia, jednak kwiaty Cię kochają a jak kwiaty to i ludzie.Utkany kwiat cudowny.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję, Uleńko! Bardzo miły jest Twój komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Roślinka to difenbachia, z moją stało się to samo - łodyga leży na podłodze i przypomina zielonego węża. A makata to dzieło sztuki, powinnaś dalej tworzyć, jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
  10. I moja wężownica by leżała, gdybym jej nie skróciła .Tyle lat już ma, za sobą dwa przycinania a wciąż żyje i coraz lepiej wygląda- jakiś fenomen!
    A z oceną makatki przesadziłaś. Zawsze mnie komplementujesz ponad miarę, ale dobrze mi się to czyta- wielkie dzięki!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem wredna z natury i nikogo nie chwalę :/ Ja tylko fakty stwierdzam. No. I całuski jak zwykle

      Usuń
  11. Miałam difenbachię, nawet mi zakwitła co podobno rzadko się zdarza. To było w czasach gdy na Ursynowie wszystkie miałyśmy "hopla z przerzutką" na punkcie kwiatów, a w domach były kwietniki i najdziwniejsze odmiany roślin, nabłyszczacze/lakiery do liści. Potem nam przeszło. Kot Królowej Marysieńki zatruł się difenbachią i już do zdrowia pełnego nie wrócił.
    Matyldo, Ty jesteś artystką, tylko ukrywałaś się do tej pory :) Tak piękną makatkę utkać! Trzeba mieć talent w rękach i wyobraźnię nie lada. Super! Gratulacje :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja nie kwitła nigdy! Ale bardzo się cieszę, że od tylu lat udaje mi się utrzymać ją przy życiu.
      A makatka jest jedyna mojego pomysłu. Tkałam różne gobeliny mniejsze i większe, ale zawsze było to odzwierciedlenie jakiegoś obrazu. Nazywanie mnie artystką to ogromna przesada- po prostu tkanie sprawiało mi przyjemność.Ale gratulacje przyjmuję z przyjemnością. :)))

      Usuń
    2. Rzemiosło - rzecz wyuczona, artyzm - natchnienie, radość tworzenia, niepowtarzalność. Jesteś artystką :)))

      Usuń
    3. Aż mnie zatkało! Aniu!!! :)))

      Usuń
    4. Tobie też przesyłam!😘😘😘

      Usuń
  12. Już z makatki zorientowałam się, że to dieffenbachia, miałam kiedyś wielka jak drzewo, ale ktoś mi zauroczył i padła.
    Twoja jest piękna, ma ogromne liście. Wola życia to wielka zagadka, także wśród roślin.
    Brawo Ty, za cierpliwość i wiarę w siłę natury!

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że cały czas udaje mi się trzymać ją przy życiu i że dobrze znosi moją opiekę. Serdeczności, Jotko! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Co za historia! I posiada wiele elementow, jednym z nich wlasnorecznie utkana makata ktora jest piekna.
    Popatrz - odpowiednie warunki i Twa wytrwalosc przyniosla tak swietny rezultat. Ja zabijam moje kwiaty, nie mam dobrej reki do nich i rezultat taki ze wciaz jedne wyrzucam a kupuje nastepne by nie miec w domu zdechlakow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się bardzo cieszę, że udało mi się ocalić ten kwiat. Ja kwiaty bardzo rzadko kupuję. Na ogół dostaję jakąś odnóżkę. I kwiatów robi się całkiem sporo! ;)

      Usuń
  15. Masz dobrą rękę nie tylko do kwiatów, ale i do różnych artystycznych robótek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim kwiatkom sama się dziwię. Są bardzo wyrozumiałe!
      A dłubanki ręczne zawsze lubiłam i zawsze czegoś próbowałam, bo były i makramy i hafty, i nawet przyklejanie topionych sztucznych tworzyw do materiału... Lubiłam to po prostu.;)

      Usuń
  16. Niesamowicie piękna i wzruszająca historia. Podziwiam Cię, za walkę o tę roślinę. Wartość sentymentalna jest niemierzalna.

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz rację! Wartość sentymentalna jest niemierzalna . Może dlatego pamięć ludzka to jakby drugie, odrębne życie?...

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja w innym prywatnym trybie
    Co Ty na to ?
    https://www.telepolis.pl/wiadomosci/prawo-finanse-statystyki/pis-chce-wylaczac-internet-wymowka-obronnosc-i-porzadek-publiczny
    PiS chce wyłączać internet. Natychmiast i bez podania przyczyny Wymówką obronność i „porządek publiczny”
    Ta informacja wraz z analizą znalazła się w 18. numerze Dziennika Gazeta Prawna. Właściwy informatyzacji minister (aktualnie te kompetencje ma premier) miałby móc wydać polecenie nałożenia blokady strony czy adresu IP między innymi operatorom telekomunikacyjnym.
    Jak znikną nagle Blogi nie należy się dziwić.I szukać "przyczyn technicznych"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak- po nich można się wszystkiego spodziewać, tym bardziej że wolność słowa to dla nich prawdziwy cierń za paznokciem. Co ja na to? Nic! Na pewno nie wyjdę na ulicę w obronie swojego bloga. Niech się młodzi użerają! To dla nich internet jest jak tlen! Oni - rozeźleni - mogą bardzo dużo, ja- nic lub prawie nic!
      Pozdrawiam.

      Usuń
  19. Ja się dziwie , że moje kwiatki przetrzymały zimę ze mną . Do ludzi mam lepszą rękę niż do kwiatków . Tym bardziej się cieszę gdy mi coś zakwitnie. Moje kwiatki rosną " mimo". A Twoja opowieść mocno waląca po żebrach . Piękna. azalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam Twoje zdziwienie, bo ja też jestem niekwiatkowa. A jednak rosną i tak naprawdę niewiele wyrzucilam. Może na starość bardziej uważna się zrobiłam? Sama nie wiem...
      Fajnie, że Ci się moja opowieść podobała.:)

      Usuń