25 mar 2021

Historia damskich rajstop w prywatnym oglądzie- wybitnie babskie tematy.

 Historia będzie wspomnieniowa, więc proszę się nie spodziewać jakiejś szczególnej dokumentacji.


Zdjęcie ściągnęłam z internetu, ale nie jest to żadna reklama, bo nie pamiętam nawet jaka to firma.

 

Po prostu- przyjemnie oko zawiesić na zgrabnych damskich nogach, ot co! ;))

 

 

Na początku, w pierwszych powojennych latach, rajstop wcale nie było- były pończochy, grube, prążkowane. Dość często, tuż przy kostkach, zwijały się w obwarzanki, co wyglądało fatalnie i źle wpływało na dziewczęcą psyche. Z podwiązkami też były kłopoty. Nad kolanem zakładało się gumę,  żeby pończochy się nie zsuwały,  a i tak co rusz trzeba je było podciągać, bo jednak zjeżdżały.  Było to bardzo niewygodne i deprymujące. Jak te najprostsze podwiązki wpływały na sprawy krążeniowe, nie mam pojęcia...ale jakoś przeżyłyśmy. ;))

Chyba ta sytuacja długo nie trwała, bo pojawiły się pasy do pończoch, początkowo szyte własnoręcznie przez matkę czy babcię. Prowizorka z guzikiem pod pończochą i pętelka, która to przytrzymywała. Fabryczne uchwyty z gumowymi żabkami pojawiły się później.

Następne pończochy, które pamiętam, to były tzw. fildekosy- nieco delikatniejsze, gładsze, lepiej układające się na nodze. Szczytem elegancji  były swojego czasu jasne pończochy z czarnym szwem na łydce. Nawet niegłupio wyglądały, pod warunkiem, że szew się nie przekrzywił... ;))

Może się zdarzyć, że pomylę chronologię. Po prostu piszę o tym, co pamiętam.

Lata mijały, mijały mody. Przyszedł okres noszenia się na czarno a więc i czarne pończochy to było to! Przedmiot marzeń powojennej podfruwajki z ambicjami bycia w modzie na topie.  Oczywiście też chciałam mieć takie, ale mowy nie było o kupnie- na wszystkim się oszczędzało, to był biedny, siermiężny dom... ale od czego głowa na karku. Farbka do farbowania specjalnie droga nie była, więc po kryjomu, żeby mama nie zdążyła zabronić, ufarbowałam i zaraz rano założyłam do szkoły.  To musiała być późna jesień albo wczesna wiosna, bo było jeszcze ciemno jak szłam do autobusu. Dopiero jak się rozwidniło, zobaczyłam , co mam na nogach: zacieki, plamy i obrzydliwy szaro-brunatno-brudny kolor. Do dziś pamiętam tamten wstyd, który zresztą na lata wyleczył mnie z chęci nadążania za modą ! ;(  

Potem były  /chyba równolegle/ cienkie pończochy i rajstopy: nylony, stylony i kryształki a czym się jedne od drugich różniły, nie mam pojęcia, w każdym razie były jeszcze na tyle drogie, że zakładało się je raczej na większe okazje a gdy przypadkiem poszło oczko, biegło się do pani, która specjalną igłą oczko podnosiła. Była też druga metoda, jeśli oczko puściło w mało widocznym miejscu- można było pacnąć maleńką kropelką bezbarwnego lakieru do paznokci i nie trzeba się było fatygować do pani od załapywania oczek.

A potem to już było rajstopowe szaleństwo: cieniutkie i grube zimowe, ażurowe i we wzory, kolorowe i jednobarwne ale w najróżniejszych kolorach, z obrazami i napisami- co wyobraźnia podpowiedziała a klientki zechciały kupić... Pończochy oczywiście poszły w odstawkę- nie były już potrzebne.

Dziś nikt się nie bawi w podnoszenie oczek ani nie robi chodników ze zużytych rajstop- po prostu wędrują do śmieci... a kiedyś były takie cenne...

---------------------------------------------

 Może któraś z Was zechce uzupełnić moje wspominki? Baaaardzo by mi było miło! ;)                       

38 komentarzy:

  1. A pamiętasz jeszcze, liczne punkty"repasacji pończoch"/tak to się chyba nazywało/ .
    I do tego cudowne ręczne "maszynki" do tegoż, sprzedawane na bazarach.I o dziwo jeśli demonstrującemu na bazarze"podnoszenie oczek" szło bez kłopotów ,u mnie mimo licznych prób "całego domu" zo chińskiego boga to nie wychodziło.Ustrojstwo zamiast naprawiać robiło większą dziurę.
    PS
    Podobno by zwiększyć trwałość pończoch, czy rajstop, najlepiej je było, przed założeniem, włożyć do lodówki.Matula tak robiła, ale czy to pomagało nie zapytałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas to były panie od podnoszenia oczek, które z reguły przyklejały się do jakichś punktów usługowych- na ogół krawieckich.
      O lodówkach coś słyszałam, ale u nas to nie było praktykowane /przez chwilę zastanowiłam się , czy mieliśmy wtedy lodówkę, ale chyba już tak.../.
      A co do maszynerii- kiedyś nawet kupiłam taką igłę, ale nie nauczyłam się nią skutecznie posługiwać.;)

      Usuń
  2. Nieraz o tym mysle bo mialam podobne doswiadczenia - i nie moglam zauwazyc jak historia ponczoch zmieniala sie w czasie mego zycia. Oczywiscie pamietam zanoszenie ich do reperacji tez. A takze fakt jak to moja Mama cerowala skarpety ojca i brata.......
    Pamietam rowniez takie ze szwem a te trudno bylo utrzymac w prostej linii co nie zmienialo faktu ze byly bardziej seksowne.
    Zdziwilabys sie wiedzac, a moze wiesz, ze ponczochy i urzadzenie do ich zaczepiania co za mej mlodosci nazywalo sie chyba haltery, nadal sa w uzyciu - a robia je przepiekne i seksowne. Na codzien nie nosimy ale pewna grupa pan je uzywa a mezczyzni lubia.
    Ja juz oddaaaawna nie nosze, uzywam rajstopy bo wygodniejsze.
    Podobny sentyment mam do kapeluszy - niezmiernie podobaja mi sie, to chyba jedyne z brytyjskiej mody co mnie pociaga - i szkoda ze zostaly niemal calkiem odrzucone. U nas kapelusze nosza czarne kobiety, glownie w niedziele, do kosciola - i wszystkie sa przepiekne, zaluje ze przestaly byc popularne, oprocz slonecznych.
    Fajny wpis, nastroil mnie sentymentalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cerowanie skarpet oczywiście pamiętam. W środek skarpety wkładało się tzw grzybki na nim opinało dziurę w skarpecie, żeby łatwiej było cerować. Starym kobietom nawet grzybek nie był potrzebny- wkładały rękę.
      Kiedyś będę musiała jeszcze przypomnieć o procesie pozyskiwania wełny na swetry, szaliki i inne. Nie cierpiałam tej wełny, bo chociaż była ciepła, ale potwornie gryzła!;)

      Usuń
    2. A mnie się ostatnio zdarzyło zacerować skarpetki, a ponieważ nie mam grzybka, to użyłam pomarańczy.:-) Co ją ukłułam, to ładnie pachniało.

      Usuń
    3. Świetny pomysł!;)
      Chyba ulubione skarpety, skoro zdecydowałaś się na cerowanie...

      Usuń
  3. Co za wspominki.Prazkowane pończochy mama przyszywala nam do ciemnych majtek tak że gumek nie miałyśmy ale babcia też miała gumki.Byly jeszcze cienkie pończochy " Caprony " chyba tak się nazywały.One nie puszczały oczek tylko dziura się robiła.Tez nosiłam ponczochy do naprawy , udało mi się zdobyć cienkie szydełko i sama potem naprawiłam.Było też zszywanie włosem dziury.Pozdrawiam dzisiaj słonecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Caprony pamietam- nazwa mi uciekła. Ale zszywania dziur włosem nie znałam. Może to i lepiej, bo dziś całkiem łysa bym była!;))
    U mnie też słonecznie, więc tak właśnie pozdrawiam.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja moge sie pod Twoim postem podpisac, ale pamietam jeszcze cos, w podstawowce dziewczynki nosily zima welniane, a wiosna i jesienia bawelniane rajtuzy (rajtki mowilysmy na nie), z guma w pasie, ktora lubila pekac. To byly juz wlasciwie rajstopy, ale nie cienkie. Byly tez takie bez stop, tam zakladalo sie skarpetki, calkiem praktycznie zreszta, bo przeciez rajtki najczesciej przecieraly sie na palcach albo na pietach, wtedy sie cerowalo.
    Kiedy nieco wydoroslalam, zaczelam nosic ponczochy, a pierwsze cienkie rajstopy kosztowaly majatek, dlatego tak bardzo sie o nie dbalo, zanosilo do repasacji. Teraz latam tylko w portkach, wiec nie mam rajstop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rajtuzów nie miałam, choć niektóre dzieci miały. Kiedyś pęknięta gumę dało się naprawić albo wymienić na nową - agrafka w garść i do roboty; teraz się nie da, bo maszyny szyją materiał razem z gumą.
      A w spodniach i ja chodzę, ale zimą rajstopy pod spód zakładam, żeby nie marznąć.


      Usuń
    2. Ja w zimie uzywam legginsy pod spod i podwojne skarpety.
      A gume mozna bylo reperowac jak sie mialo pod reka te agrafke, igle i nici, ale nie kiedy w szkole pekla. Wtedy nosilo sie te rajtuzy w zebach, zeby nie opadly :))

      Usuń
    3. W legginsach nigdy nie chodziłam, miałam na nie jakąś blokadę- może że za bardzo opięte, sama nie wiem...

      Usuń
  6. Dziś też jest rajstopowe szaleństwo, ale cenowe. Właśnie wybrałam się do sklepu kupić cieńsze (ale bez przesady), bo zapowiadają cieplejsza pogodę. Okazało się, że moje ulubione rajtki, które miały jesienną cenę około 6zł, poszybowały w górę do ponad 8 zł. W starych rajstopach, takich związywanych na palcach, można było chodzić nawet kilka tygodni, te obecne drą się już przy zakładaniu.
    I jeszcze jedna sprawa.... aż się ciśnie na myśl pytanie... "Ile Ty masz lat Pani Babciu Bez Mohera, skoro pamiętasz "takie rzeczy"? :-) Pozdrawiam i oczywiście NIE OCZEKUJĘ odpowiedzi!

    OdpowiedzUsuń
  7. To, że ceny idą w górę, nie jest niespodzianką a oczywistością- wystarczy prześledzić poczynania naszych genialnych władz! :(
    A co do wieku- jestem z tego pokolenia, które się swojego wieku nie wstydzi a wręcz bywa dumne, że jako tako jeszcze kontaktuje! Lada moment skończę 77 lat i jeśli mnie covid nie zmoże, to mam zamiar przeżyć uroczyście pełny upadek pisu!;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulach: Naturalnie serdecznie pozdrawiam! Widzisz? Zapomniałam. Skleroza! Wiek jednak swoje robi!😂😘

      Usuń
  8. Oj te rajstopy. Moje babcie nosiły tylko grube, podtrzymywane gumami, musiał być niezły upał, by gołe nogi pokazały światu.
    Mama próbowała zrobić ze mnie damę i kupiła mi pas do pończoch. Nie umiałam tego nosić, zbyt wygodna byłam , a to za dużo zachodu...
    Rajstopy miały swoją numerację, gdy ją kiedyś zmieniono, to wiele par wylądowało w mojej szufladzie, a w sklepie nie wymieniali.
    Teraz nie lubię rajstop, noszę je tylko zimą, wełniane z kaszmirem, bo nie cisną:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie wolę chodzić z gołymi nogami i zdejmuję rajstopy tak wcześnie jak tylko się da, ale zimą noszę cały czas, bo mi zimno! Ale noszę te zwyklaki za 3 złote, tych z lycrą nie uznaję, są zbyt obcisłe.

      Usuń
    2. Prawdziwa dama nigdy się nie pokazywała bez pończoch, nawet w największy upał ;)
      Pamiętam, jak się dziwił jakiś dziennikarz bodaj, gdy przyleciała do Polski Sophia Loren, że w upał wysiadła z samolotu w pończochach - i ktoś go wtedy uświadomił w tej kwestii.

      Usuń
    3. Mój mąż do dziś wspomina z dezaprobatą, że do ślubu poszłam z gołymi nogami. Ale opalone miałam!! ;))

      Usuń
    4. Moje babcie nie były damami, więc się nie przejmowały...

      Usuń
  9. Kiedy po raz kolejny byłam na bezrobociu, nauczyłam się repasacji, i jakoś-takoś udawało się wiązać koniec z końcem! Ale nie lubiłam tego zajęcia , bo strasznie to mozolna praca była!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie nauczyłam się repasacji- nawet na własny użytek , za to usiłowałam zarobkowo haftować filcowe wierzchy kapci. Na słoną wodę nie zarobiłam i dałam sobie spokój!;)

      Usuń
    2. Ja jako pracownik igły nie zarobiłabym nawet na... igłę :)

      Usuń
    3. Zaintrygowałaś mnie...

      Usuń
  10. Ja jestem dzieckiem Stanu Wojennego, więc pamiętam jedynie czasy bardziej współczesne. Kiedy byłam małą dziewczynką w wieku ok 8 lat, moim wielkim marzeniem były cienkie rajstopy, a nie te bawełniane, które mama mi zakładała do szkoły. I dostałam piękne granatowe kryształki! Porwałam je tego samego dnia. Jak ja wtedy płakałam....
    Teraz rajstop jest zatrzęsienie, a ja kocham je tak samo jak buty. Noszę od jesieni do lata, ale tylko do spódnic / sukienek. Nie cierpię rajstop pod spodniami. Zimą wolę założyć spódnicę, grubsze rajstopy i wysokie kozaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buty też kocham miłością absolutną, ale ze spódnicami rozstałam się dość dawno- wolę spodnie, lepiej się w nich czuję!
      Zobaczyłam tę płaczącą dziewczynkę i bardzo chciałabym ją przytulić i pocieszyć.:)

      Usuń
  11. Matyldo kochana, pamiętam prążkowane pończochy, ale na szczęście krótko nosiłam, załapałam się na prążkowane rajtki, potem były z domieszką jakiegoś elastanu czy czegoś podobnego, granatowe albo niebieskie nosiłam do szkoły. Do repasacji też zanosiłam pończochy, a jakże, mamy, siostry. Obok był punkt nabijania wkładów do długopisów. Jak mi się wypisał to miałam pretekst, żeby odłożyć odrobienie lekcji i polecieć do miasta, to było jeszcze w Opolu, a po drodze zaliczyć księgarnię :) Teraz chodzę w spodniach, rajstopy leżą i czekają na użycie, ale się nie doczekają. Aha, chodniczki z rajstop też robiłam. Znajoma nosiła stare rajstopy do gremplarni.
    Jakie to były inne czasy... Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  12. O, inne bardzo- biedne, skromne, ale jednocześnie pełne zapobiegliwości i zaradności. A wiesz, że nigdy nie słyszałam o punktach napełniania wkładów do długopisów?...
    Każdy z nas ma jakieś odrębne wspominki i dlatego te powroty do przeszłości są takie ciekawe! Serdeczności!:))

    OdpowiedzUsuń
  13. To ja uzupełnię wspominki o... film.
    Nazywał się całkiem adekwatnie - "Kolorowe pończochy" i był bardzo smutny.
    Zacytuję opis z internetu:
    "Matylda jest córką niezamożnej urzędniczki. Marzy o kolorowych pończochach. W najlepszej wierze babcia robi jej na drutach grube pończochy w różnobarwne paski. Koleżanki z klasy wykpiwają Matyldę. Wymarzony chłopiec przestaje się interesować śmiesznie ubraną dziewczyną. Po kilku dniach matka daje córce pieniądze na zakup modnych pończoch, ale Matylda nie chce ich przyjąć. Wie, jak wielu wyrzeczeń matka musiała dokonać, aby wręczyć jej tę niewielką sumę. Zniechęcona do życia bohaterka próbuje popełnić samobójstwo."
    No.
    Same widzicie, do czego to może doprowadzić.
    Choć na szczęście tylko w filmie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale nawet bezsensowne rozpacze nastolatek bywały - i zapewne bywają- całkiem realne! Bo taka jest młodość- rozchwiana, niepewna siebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A film był dość głośny, ale go nie widziałam.

      Usuń
    2. Podobny w wymowie był teledysk Davida Bowie o czerwonych butach, w końcowej scenie buty podeptano jako symbol wyzysku...

      Usuń
    3. O! Jest czego posłuchać! A wiesz może, która to z tymi czerwonymi butami?...

      Usuń
    4. Czerwonych butach? Ulubione Benedykta...

      Usuń
    5. Chyba nie tylko. Dopiero Franciszek się wyłamał .

      Usuń
  15. Nie kojarzę go, może przegapiłam... Inna rzecz, że nie znam języka, więc może widziałam a nie skojarzyłam przesłania...

    OdpowiedzUsuń