Takie pytanie padło w trakcie audycji radiowej, w której to dwaj dobrzy znajomi odnaleźli się po dwóch stronach politycznej barykady.
Pomyślałam, że to musi być ogromnie trudne i ogromnie bolesne widzieć, jak oddala się ważny dotąd i bliski człowiek, jak powiększają się różnice w widzeniu rzeczywistości, w rozumieniu różnych zagadnień, w ich ocenie...
Pomyślałam, że- jak do tej pory- zostało mi to oszczędzone. Rodzina ma zbliżone poglądy, znajomi i przyjaciele- również. Nie mam dylematów, czy ograniczyć kontakty z tym lub tamtym, bo po prostu nie ma takiej konieczności. Ci myślący diametralnie inaczej już wcześniej powykruszali się sami...
Mam poczucie, że moje widzenie świata jest prawidłowe i racjonalne. Żal mi, że będąc już tak wysoko, zaczynamy zsuwać się w dół w jakimś karkołomnym tempie, że odpychamy od siebie każdą wyciągniętą dłoń, że rozpoczęliśmy chocholi taniec, po którym nie zostanie już nic poza ubitym, udeptanym klepiskiem...
A przecież mogło być inaczej...
A może nie mogło?...
Przecież to szaleństwo destrukcji ogarnęło nie tylko Polskę, rozpycha się po całym świecie. Jutro wybory w USA... aż strach myśleć o wynikach, bo jeśli nawet wygra Clinton, to atmosfera już została skażona na lata i będzie to bardzo trudna prezydentura. A jeśli wygra Trump?... Jego prezydentura rykoszetem uderzy także w Polskę.
Straszne czasy nastały! Trudne czasy... a my zamiast umacniać ważne sojusze, oddalamy się w kosmicznym tempie od potencjalnych sprzymierzeńców i zafundowaliśmy sobie najbardziej destrukcyjny rząd, jaki w ogóle może istnieć. Ironia historii. Historia nas nie lubi czy sami siebie aż tak bardzo nie lubimy??!...
kobietawbarwachjesieni:
OdpowiedzUsuńTeż z ogromnym niepokojem patrzę w przyszłość. Nie chciałabym, abyśmy znowu stracili naszą wolność z takim trudem i poświęceniem odzyskaną. A przy takiej polityce wszystko jest możliwe.Trudno mi pojąć, że jeden człowiek może mieć tak niszczący wpływ na kraj.
To bardzo niepokojące. Nie umiem odciąć się od polityki i nie umiem znaleźć sobie żadnego sensownego miejsca, które dałoby choć namiastkę spokoju... :(
UsuńInteresujące. W tym pytaniu jest w zasadzie odpowiedź. Co się z tobą porobiło? Z tobą! Takie stawianie problemu wyklucza porozumienie. Poza tym, ile tak naprawdę jest polityki w życiu każdego z nas? Tak naprawdę więcej nas łączy niż dzieli, ale bardzo dużo energii wkładamy w to, żeby widzieć tylko różnice. o to w końcu za to zapłacimy. Tak jak się płaci za wszystko.
OdpowiedzUsuńChyba właśnie na Twoim blogu przeczytałam coś bardzo ważnego: że największą trudność sprawia nam oddzielenie PiS-u od ludzi, którzy na PiS głosowali- i wszystkich wrzucamy do jednego wora. To bardzo cenna uwaga. Do gruntownego przemyślenia.
Usuńujmijmy to po mojemu: "dużą /bo czy największą, tego nie wiadomo/ trudność sprawia wielu ludziom zrozumienie, że wyborca to niekoniecznie wyznawca"... innymi słowy fakt, że ktoś głosował na partię /lub osobę/ XYZ niekoniecznie oznacza, że identyfikuje się, nawet częściowo, z tym, co dana partia /osoba/ głosi i reprezentuje... wiem coś o tym, bo swojego czasu wzbudzałem niemałą sensację wśród /niektórych!/ osób z grubsza mnie znających, gdy oznajmiłem, że głosowałem wtedy na J.Kaczyńskiego /przeciw B.Komorowskiemu/... widać znali mnie zbyt z grubsza lub sami zbyt płytko podchodzili do kwestii wyborów...
Usuńcała nadzieja więc w Światowidzie i innych naszych rodzimych starych bogach, że obecny "suweren", "przeważająca większość narodu" /dla przypomnienia: 27% x 51% = 13,77%/ nie składa się z samych wyznawców, lecz także z ludzi, którym się po prostu coś pomyliło, albo prozaicznie dali się zrobić w wała i następnym razem zmądrzeją...
tylko jest jeden problem... w przypadku PiS mam naprawdę spore wątpliwości, co do ilości niewyznawców wśród wyborców... co którego spotkam, to okazuje się, że on naprawdę w ten cały głoszony przez PiS idiotyzm wierzy... ale wielu ich nie spotykam, jakoś intuicyjnie w realu ich omijam, więc może jednak się mylę?...
p.jzns :)...
p.s. wzmianka o bogach była ozdobnikiem stylistycznym, bo na ile znam rodzimą słowiańską teologię, to do czysto międzyludzkich spraw raczej się nie wtrącają...
Otóż to! Wyborca to niekoniecznie wyznawca. Sondaże pokazują, że wyborcy powolutku zaczynają się wykruszać, choć wcale nie jestem pewna, czy nie za wcześnie na uzasadniony optymizm. Ale czymś zawsze trzeba się pocieszać! Po.ba.s.
Usuńmój najlepszy przyjaciel (i najdłuższy ;-) bo znamy się od 3-latków) określa się jako "moher". My po prostu nie rozmawiamy o rzeczach, które nas dzielą. Ja wiem, że ludzie lubią, jak się inni z nimi zgadzają. Ja nie mam takiej potrzeby, owszem bywa to miłe, ale nie jest konieczne do utrzymania więzi. Wiem, że jak będzie super, to będzie, a ja będzie superwujowo, to mój przyjaciel zadzwoni do mnie. A ja mu powiem stosownie do sytuacji - bo przecież znamy się tak dobrze :-)
OdpowiedzUsuńMam nieodparte wrażenie, że ludzie uparcie dążą do polaryzacji, do "my" kontra "oni", zamiast dać se na luz i pozwolić żyć po swojemu. Że u nas to się raczej burzy, a nie buduje, wykreśla zamiast tłumaczyć. No ciężko się żyje.
Trudno mi powiedzieć, czy umiałabym tak jak Ty... nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Ale bardzo mi imponuje, że umiesz oddzielić prawdziwość osobistych więzi od różnicy przekonań na taki czy inny temat.
UsuńJuż tyle lat trwa to pęknięcie w społeczeństwie. Zawsze starałam się widzieć negatywy i pozytywy z dwóch stron. Zawsze marzyłam, że politycy się opamiętają i zaczną praktykować dialog, po to jest instytucja poprawek do ustaw, żeby wykorzystać dobre pomysły obu stron. Niestety każda strona sporu broni swoich okopów głupio i do upadłego. Sejm powinien być instytucją wypracowywania dobrych rozwiązań, a czym jest? Nad drzwiami wejściowymi powinni umieścić cytat z "Dnia Świra" - "Moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Powiadają, że ryba psuje się od głowy.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego łatwiej mi usprawiedliwić własne uprzedzenia? Przecież od tej "głowy" jestem niebotycznie daleko... :(
Pozdrawiam.
Teoretycznie różnice poglądów nie powinny wykluczać dyskusji. Trudno jednak rozmawiać jeśli argumentem jest "nie - bo nie".
OdpowiedzUsuńRozumiem to pytanie, które padło, bo sama się często zastanawiam jak można popierać to zło, które się dzieje. Polska jest stawiana obok Rosji i Turcji, to chyba o czymś świadczy (w zmowę świata przeciw posłowi Kaczyńskiemu - nie wierzę).
"Wybrańcy" nie znoszą sprzeciwu, udowodnili, że nie tolerują innych poglądów i narzucili swojemu elektoratowi ton "dyskusji", a raczej jej brak. Takie sytuacje, jak ta opisana przez Lenę, zdarzają się niestety bardzo rzadko i to jest przerażające.
Pozdrawiam :)
Teoretycznie nie powinny, praktycznie też nie wykluczają, tyle że nie zawsze dyskusja jest owocna i zadowalająca obie strony. Ja też wolałabym pokojowe współistnienie z rodakami o innych przekonaniach zamiast muru, ale niekiedy jest to niemożliwe... Pozdrawiam. :)
UsuńHa , ale takie sytuacje są! W rodzinie jak najbardziej, w mojej też. Szok był oczywiście.Ale rozmawiamy , spieramy się. Pilnujemy się aby dyskusja nie poszła za daleko. Powiem tak : Wyjścia nie mam , bo przecież to bliska mi osoba . I to zostanie. Jeśli obie strony wiedzą co dla ich relacji jest najważniejsze to da się mimo innych poglądów na niektóre sprawy (( bo przecież nie wszystkie) nie stracić przyjaciela czy członka rodziny. Wyznawcy po każdej stronie są, ale wydaje mi się , że jednak większość zachowuje racjonalność.azalia
OdpowiedzUsuńGratuluję rodzinnego rozsądku. Popieram ze wszystkich sił. Twoje ostatnie zdanie chyba sobie wpiszę na kartkę i przyczepię do lodówki, zeby często czytać.Wierzę, że masz rację i że większość zachowała racjonalność myślenia.
UsuńDziś jak znamy już wynik wyborów w USA "bodaj" możemy powiedzieć, że nie my jedyne głupki na świecie.Tam też społeczeństwo się podzieliło. Marna to jednak pociecha.Aż strach myśleć co będzie dalej
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, marna pociecha!Odbije nam się ostrą czkawką ten wybór! :(
OdpowiedzUsuń