11 lis 2016

....! Nie jadę!

Od kilku dni woziłam się z pytaniem- jechać nie jechać na marsz KOD-u. 
Właściwie wszystko we mnie było raczej na "nie". Manifestacja własnego patriotyzmu wydaje mi się tak pusta i jałowa, że budzi we mnie sporo niechęci. Erupcja szczytnych haseł i mocno nieprzystającej do nich rzeczywistości powoduje niesmak i poczucie fałszu. W pokrzykiwaniach jesteśmy wyłącznie cacy, w życiu codziennym- lepiej nie mówić, jeden drugiego utopiłby w łyżce wody! Co tu manifestować? Jedność, której nie ma?... Radość z niepodległości i wolności, których lada chwila może nie być?... Jakaś okropna bzdura!
Do tego dochodzą względy czysto praktyczne: mocno dojrzały wiek, zdrowie, jesienno-zimowa aura...no, w sumie było o czym myśleć.

A jednak podjęłam decyzję na "tak". Bo? Z dwóch jedynie powodów: 1) że o tę jedną osobę na marszu będzie więcej, 2) że choć przez krótki czas będę wśród tych ludzi, z którymi mi po drodze, którzy myślą podobnie jak ja, że uda mi się znowu na jakiś czas podładować akumulatory... Powody czysto egoistyczne, ale moje!

Skoro klamka zapadła, to trzeba to ogarnąć organizacyjnie- którędy jechać i czym? Trasy przejazdów pozmieniane... Google tym razem niewiele mi pomogły /być może nie wiedziałam, jak pytać.../, na stronach KOD-u telefon, który nie odpowiada i zero konkretnych wskazówek. 
To trzeba było spinać to samemu. Wydruk z internetu, stary plan Warszawy...


W którymś momencie zabrakło mi cierpliwości. Nie udało mi się zebrać wszystkiego do kupy. Za dużo było niewiadomych. Zrezygnowałam.
Jedyne, na co mnie jeszcze stać, to emocjonalnie KOD-owcom towarzyszyć, co niniejszym czynię! Choć jednak z żalem, że nie jestem razem...

4 komentarze:

  1. Rozumiem, bo ja też nie pojechałam. Z tym że jakiś czas temu przerobiłam w sobie tę decyzję. My siebie nawzajem napędzamy. Trzeba to przerwać. Choć nie wiem, czy nie jest za późno. Nie mam na myśli, że trzeba położyć uszy po sobie i przestać maszerować. Chodzi mi jednak o to, że nie można dopuszczać do konfrontacji, a tak było dziś.
    Nie żałuję, że nie byłam, choć marsz ONR zrobił na mnie straszne wrażenie:((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, o czym mówisz. To była groźna Polska, straszna, ponura. PiS uwolnił demony!
      Cały PiS: podpalił chałupę i- w nogi! Do Krakowa, bo tam spokój! A w ogóle- co złego to nie ja! Obrzydliwe to wszystko!:(((

      Usuń
  2. Wcale sie nie dziwie Twojej ostatecznej decyzji, Matyldo. Ze strachem ogladalam wczorajsze marsze i myslalam, gdzie Polakow zaprowadzi nadprezes i jego banda (ta juz przy korycie i ta pchajaca sie do niego). I kiedy widze tych osilkow jak na rozstawionych szeroko nogach dowodza przed mikrofonami, ze Walesa, Geremek, Michnik czy Bartoszewski sprzedali Polske, a oni ja dopiero wyzwola, to budza sie we mnie mordercze instykty. Poki co, zadziwiam meza, ktory nie przypuszczal, ze znam takie okropne wyzwiska po polsku, ktorymi rzucam przed tv. No, co ja zrobie jak juz nie wytrzymuje? Teresa

    OdpowiedzUsuń
  3. Podzielam Twoje odczucia. Jak Teresa - już nie wytrzymuję. Czuję się jak w ślepej uliczce.
    A chichot uwolnionych demonów jest coraz głośniejszy.

    OdpowiedzUsuń