Każda albo prawie każda miejscowość ma swojego odszczepieńca- innego, który odstaje od reszty, ale jest oswojony i akceptowany, bo "nasz"...
U nas jest takich dwóch: jeden na smutno, drugi na wesoło. Jeden wybiera sobie miejsce postoju i trwa godzinami, licząc na zainteresowanie przechodniów- brudny, zarośnięty, zaniedbany, ponury. I nie jest tak, że nie ma się gdzie podziać, bo ma przydzielone mieszkanie, zagwarantowany opał i wikt, opiekę medyczną, zainteresowanie opieki społecznej... Ale stoi. Stoi w jednym miejscu godzinami.Tak ma, bo tak chce, bo tak wybrał. Dlaczego, nie wiem.
O drugim wiem niewiele, poza tym że widuję go od czasu do czasu, jak rowerkiem przemierza ulice. Rowerek jest zapakowany do granic możliwości, tak jakby całość posiadania owego człowieka mieściła się w wyładowanym bagażniku. Gdzieś tam wystaje parasolka, jakaś chorągiewka, nie do końca nadmuchany balonik. Czemu powiedziałam, że na wesoło? Bo tenże pan kocha kolor i generalnie ma w głębokim poważaniu, co kto sobie na jego temat pomyśli. A kolory preferuje jaskrawe, rzekłabym nawet- krzyczące. Ostatnio widziałam go w jasnobeżowej damskiej czapce-oprychówce, wielkiej kwiecistej chuście okutanej wokół szyi i getrach w czerwone pasy. Robi wrażenie, jakby zakładał na siebie to, co mu akurat w ręce wpadnie bez przesadnego zainteresowania efektem końcowym. Nie sposób się za nim nie obejrzeć- jest jedyny i niepowtarzalny!
Kiedyś pomyślałam, że zazdroszczę mu tego luzu, wewnętrznej wolności, która jest jego nieodłączną towarzyszką...
O "wioskowych głupkach" mówiono, że to dziwadła; o artystach- również demonstrujących rezerwę wobec ogólnie przyjętych prawideł- mówiono, że to oryginałowie...
A może wszyscy oni to po prostu wolni i niezależni ludzie bez względu na ich status społeczny? Może właśnie dlatego szczególnie zasługują na uznanie i szacunek?...
I jeszcze słówko "nasz", czyli oswojony, wrośnięty w społeczność. Dlaczego z takimi oporami bronimy się przed tym, by inni "inni" stali się- jak tamci- po prostu nasi, stali się równoprawnymi członkami naszej społeczności?
Każdy od siebie coś daje. Trzeba tylko umieć to wziąć...a przynajmniej próbować się tego nauczyć...
trochę mi w Twoim tekście brakuje opisu, jak inni ludzie, przechodnie, sąsiedzi reagowali na owych panów... bez tego zdanie "Dlaczego z takimi oporami... itd" wydaje się być trochę niespójne z całością...
OdpowiedzUsuńtyle wstępu...
swojego czasu przeróżne lokalne /wioskowe, osiedlowe, etc/ "głupki" pełniły dość ważną funkcję w społecznościach... choć nie traktowano ich zbyt poważnie, czasem wyśmiewano, robiono głupie kawały, czasem budzili lęk, to jednak byli "swoi" i mowy nie było, by ktoś z zewnątrz próbował ich krzywdzić... nawet, jeśli był to brudny, zapuszczony miejscowy /stereotypowy/ "pijaczek", którym wszyscy pogardzali...
no właśnie... ci wszyscy "oryginałowie" bywają bardzo rozmaici, dzielą się na różne typy i podtypy, zaś podstawowy podział to "przegrani" i "wyluzowani" /podałaś przykład jednego i drugiego/, co wiąże się też z ich podejściem do kwestii higieny... albo introwertyczni lub ekstrawertyczni, wycofani lub chętni do kontaktu... zaś za wieloma z nich stoi ich historia godna opisania w kilku książkach...
myślę, że obecnie stopień tolerancji na "inność" mocno się podniósł i działa to w dwie strony... z jednej strony takich typów nikt nie tępi /nikt z wyjątkiem skrajnych nazioli/, z drugiej strony mijani są obojętnie, czasem zbyt obojętnie, gdyż czasem może się okazać, że potrzebują pomocy o którą boją się poprosić...
na koniec, w ramach ciekawostki jeszcze typ "miliarder na urlopie"... w Polsce takiego nie spotkałem, ale np. we Francji czy w Stanach zdarzają się... na pierwszy rzut oka wygląda na zapuszczonego kloszarda, taki tryb życia zresztą prowadzi... okresowo, bo faktycznie dysponuje ogromnym majątkiem, tylko odpoczywa sobie od tego bogactwa, bo mu się zrobiło od niego niedobrze... czasem robi przerwę w tym urlopie i idzie do wypasionego hotelu lub restauracji... dlatego ochrona takich hoteli nie wygania z hallu żadnych kloszardów, bo może się okazać, że taki kloszard wyciągnie kartę płatniczą, kupi ten hotel od ręki i wyrzuci takiego ochroniarza z pracy... to nie mit, takie przypadki naprawdę się zdarzały...
p.jzns :)...
załącznik:
https://youtu.be/9gzeNOr0b2w
Jak inni ludzie reagowali? Powiedziałabym z życzliwą obojętnością- jako widok całkiem naturalny, codzienny.
UsuńOdnośnie innych "innych" chyba nie dość precyzyjnie się wyraziłam, bo chodziło mi głównie o narastanie obaw i nieufności /niekiedy wrogości/ wobec uciekinierów. Przecież przy odrobinie dobrej woli oni ze swoją innością- tym razem kulturową- też mogliby stać się "nasi",zakotwiczyć bezpiecznie w naszej przestrzeni.
Twój przegląd inności bardzo ciekawy- dobry temat do kolejnych przemyśleń. A Monty Python- aczkolwiek ogólnie cieszący się ogromnym uznaniem- nie jest moim typem ulubionej satyry.Nie zawsze umiem się doszukać głębszej myśli, choć wiem, że inni dają sobie z tym radę. ;(
po.ba.s.
życzliwa obojętność... czyli można to uznać za reakcję jak najbardziej prawidłową... w sumie, to stopień owej prawidłowości można mierzyć odsetkiem postaw wrogich... czyli im mniej "mentalnych nazioli", tym lepiej... trzeba jeszcze pamiętać, że mnóstwo ludzi, przeważająca ich większość /ta realna, a nie proPiSowskie 12,8%/ ma mentalność stada, zaś stado ma to do siebie, że inności raczej nie toleruje... to jest niezależne od wyznawanej ideologii, filozofii stylu życia i bycia... niemniej jednak owa filozofia i ideologia na niej zbudowana mocno rzutuje na to, jak ta nietolerancja się objawia...
Usuń...
ciekawe słowo: "uciekinierzy"... pytanie tylko, czy styl życia i bycia odbiegający od przeciętnej to ucieczka?... w pewnym sensie tak, ucieczki jednak mogą być różne: do przodu, do tyłu, w bok, lub w kompletnie inny wymiar...
...
próbuję podążać za tokiem Twoich myśli i nagle dojrzałem przeskok na inny rodzaj uciekinierów... temat to bardzo rozwojowy dyskusyjnie, więc z braku szczupłości miejsca /a raczej czasu/ coś opowiem, z życia wzięte:
znam przypadek pewnego freaka /czyli człowieka żyjącego "niestandardowo"/, który zaprosił do domu kilku innych freaków, którzy domu nie mieli, gdyż chciał im pomóc, liczył też na jakieś profity z tej pomocy... niestety przesadził z gościnnością, zbyt luzacko ich potraktował i nie potrafił im przekazać, a tym bardziej wyegzekwować swoich reguł gry panujących w jego domu... po pewnym czasie oni zaprowadzili swoje porządki i w ramach tych porządków wyrzucili go z jego własnego domu...
aluzja chyba czytelna?... problem z tymi uciekinierami, innymi kulturowo, polega na tym, że wielu z nich nie potrafi przyjąć reguł gry domu, którego gospodarz wyciąga do nich pomocną dłoń, zaś sam gospodarz nie potrafi tych reguł im przekazać i wyegzekwować... co więcej, ów gospodarz ma problem sam ze sobą, między innymi z tym, jak te reguły /jego domu/ mają wyglądać... ten fakt dość mocno komplikuje sprawę...
p.jzns :)...
Natychmiastowe skojarzenie z Viridianą Bunuela. I powiem Ci, że w Twoim komentarzu trafia do mnie argument kończący wypowiedź, że "ów gospodarz ma problem sam ze sobą..." itd. To rzeczywiście bardzo przekonujące, bo jak wspólnie układać życie w całkowitym chaosie- bez żadnych reguł...
UsuńI jeszcze- uciekinierzy. To bardzo pojemna nazwa. Może warto poświęcić temu pojęciu więcej uwagi?...
Po.ba.s. :)
Szczerze mówiąc nie znam ludzi, nigdy ich nie widziałam, wiec trudno osądzać, ale czy jesteś przekonana, ze oni mają luz wewnętrzny? W obu przypadkach wygląda to na zaburzenia.
OdpowiedzUsuńA czemu trudno pozwolić sobie na luz? Bo ludzie nie pozwalają. Pamiętam, gdy na pewnym odwiedzanym kiedyś przeze mnie, a zdaje się, że odwiedzanym wciąż przez Ciebie, był wpis, w którym autorka wyśmiewała strój jakiejś pani poznanej w sanatorium. Własnie tacy ludzie jak autorka zabijają w innych fantazję i swobodę. Na szczęście nie we wszystkich.