Przyznam, że w poszukiwaniu tytułowych elementów mam pewne trudności i filozoficzne rozważania obu panów jakoś nie do końca do mnie trafiają, chociaż u Dalajlamy znalazłam dosyć rozbudowaną przytoczoną ostatnio przeze mnie radę: jak masz wpływ, to zacznij działać a jak nie masz, to sobie odpuść, bo to bez sensu.
Być może, że gdybym od lat zgłębiała nauki Wschodu, to coś by z tego wyszło, ale teraz?!...szkoda gadać.
Tego pana od wróżbity doczytałam do połowy i wymiękłam, chociaż faktycznie przy okazji trafiały się ciekawostki warte poznania. No, cóż... w końcu i u nas funkcjonują panie od wróżb i przepowiedni- i bynajmniej na brak klienteli nie narzekają. Ale, ale... ja też raz sobie powróżyłam. Cyganka w mojej bardzo wczesnej młodości tak mnie przyparła do muru, że wyskubałam jakieś pieniądze. Oczywiście nic z tamtej wróżby się nie sprawdziło. A potem już nie próbowałam.
Wygląda na to, że zbyt mocno jestem osadzona we współczesnych realiach i ani wróżby, ani medytacyjna praca nad sobą jest dla mnie, niestety, nie do ugryzienia. Tym samym trzeba sobie z życiem radzić własnymi domowymi sposobami. Cbdo. :))
Lubię taki ton – zdrowy dystans, zero nadęcia i szczypta ironii.
OdpowiedzUsuńNie każdemu po drodze z medytacją czy mądrościami Wschodu, ale kto powiedział, że trzeba? Domowe sposoby, realistyczne podejście i poczucie humoru często działają lepiej niż cała filozofia.
Pozdrawiam cieplutko🙂
Byle tylko we właściwym momencie wyciągnąć je na powierzchnię, bo nie zawsze się dają!;)
UsuńUjęłaś mnie bardzo kocią miłością! Ja też Cię pozdrawiam. :)
Cieszę się, że łączy nas kocia miłość. Ściskam!
Usuń😻😻😻
UsuńTo trzeba szczęścia szukać? Tak na siłę? Zawsze mi się wydawało, że ona siedzi we mnie i jak ma odpowiednie warunki, to samo wychodzi i daje mi dużo pozytywnych emocji.
OdpowiedzUsuńCałe życie szukamy szczęścia, nie uważasz?
UsuńSzczęście jest wewnątrz mnie- to bliskie filozofii Dalajlamy. Szczęściara z Ciebie, że tak masz.
Ostatnio czytałam cudowną książkę- teoretycznie dla dzieci /Guus Kuijer- Książka wszystkich rzeczy/ i trafiłam na myśl, że człowiek jest szczęśliwy, gdy przestaje się bać. I to jest bardzo prawdziwe- tak myślę, bo nie da się pogodzić szczęścia z poczuciem niepewności. A we mnie ciągle co jakiś czas coś się pojawia : jeśli nie lęk, to obawa albo przynajmniej niepokój.
Nie szukałam szczęścia, chciałam być szczęśliwa, ale nie szukałam szczęścia za wszelką cenę. I chyba to nie jest to samo- szukanie szczęścia to jak szukanie czegoś. Uważam, że to ja decyduję o tym, czy już jestem szczęśliwa, czy to, co przeżywam to jest szczęście. I co to jest szczęście- stan, gdy mi dobrze? Tylko dobrze? Czy niesamowita euforia? Czy brak lęku to szczęście? Dla kogoś kto żyje w leku, pewnie tak. Dla mnie niekoniecznie. Czasem się boję, ale generalnie i bez braku lęku potrafię być szczęśliwa. Ktoś inny jest szczęśliwy, bo nie głoduje.
UsuńTo poszukiwanie szczęścia jest jakby wmówione. popatrz na młode dziewczyny, którym mówi się- znajdziesz dobrego chłopaka, wyjdziesz za mąż, będziesz szczęśliwa, jakby panny nie mogły być szczęśliwe, a te które wyhodowane są na takim przeświadczeniu faktycznie potem czują się nieszczęśliwe, "bo tak powinno być". Literatura też takie przekonanie szerzy- te romanse... i potem mówi się o szukanie szczęścia.
Szczęście siedzi w nas, to my je sobie generujemy z rożnych powodów- widzę zielona żabkę w słoneczny letni poranek i już mnie ogarnia szczęście. Wcale go przecież nie szukałam. A lęki i ataki paniki miewam również, co mi nie przeszkadza w innym momencie być szczęśliwą. A jeżeli chodzi Ci o "pełnię szczęścia", nie ma nic takiego, to są chwilowe stany emocjonalne czymś spowodowane. Dlatego Twoje obawy i lęki nie powinny Ci tych stanów zaburzać.
No i jeszcze- cieszysz się wnukiem, jesteś szczęśliwa, czy wtedy pamiętasz o swoich lękach? Ciesz się chwilą:)
Dziękuję, Jaskółko! To miłe, że tak serio potraktowałaś moje rozważania na temat poszukiwania szczęścia w życiu. Kiedyś w dziewczęcym pamiętniku któraś z koleżanek napisała: „ Idź przed świat śmiało, miej byczą minę, łap szczęście za ogon i duś jak cytrynę!” Usiłowałam zastosować się do tej rady- z różnym skutkiem. Bo- jak mówisz-szczęścia jako stanu do znalezienia po prostu nie ma, trzeba je sobie samemu wypracowywać. A niepewność i tak zawsze będzie w pobliżu, tyle że to normalne. Chyba…😉
UsuńA ja powiem tylko tyle, że najlepiej robią mi na głowę rozmowy z mądrymi ludźmi i kontakt z naturą, książki tego typu odpuszczam, nie moja bajka...a często autorzy poradników sami mają problemy ze sobą, komuś łatwo doradzać.
OdpowiedzUsuńUważam, kochana, że radzimy sobie całkiem dobrze:-)
Eeee! Poczytać zawsze można a czy się to uzna za swoje to już inna para kaloszy. Kiedyś po uszy siedziałam w książkach psychologicznych i wcale tego czasu nie uważam za stracony. Ale jednocześnie zgadzam się z Tobą, że kontakt z mądrymi ludźmi i z naturą- to jest to! :)
UsuńZ wszystkim umiar trzeba mieć:) .
OdpowiedzUsuńDalajlama ? Czemu nie .
Komuś innemu pomoże lasoterapia , a Komuś innemu kopanie w grządkach, osobie bardziej refleksyjnej -zaś terapia .
Jedno jest pewne - trzeba o swój dobrostan dbać.
Poradników jest wiele - zawsze można czegoś z nich się dowiedzieć, jak i z książek w ogóle.
Ale nie czytać po kolei , bo to bez sensu.
Ja ostatnio chętnie i slucham Ewy Woydyłło - to Twoje pokolenie.
Mądra kobieta , lubię doświadczona.
I mówi zwięźle i bardzo komunikacyjnie , a nie po profesorsku.
Święte słowa, Azalio! Każdy ma inne potrzeby i każdy na swój sposób musi zadbać o ich realizację.
UsuńMasz rację- Ewa Woydyłło to moje pokolenie. Też lubię jej posłuchać, poczytać.
Wróżby, medytacje to nie dla mnie, też jako mlódka dałam omamić się cygance ale tylko raz,
OdpowiedzUsuńPewnie wiele z nas w młodości na jakąś formę wróżbiarstwa trafiało.Ja sama koleżankom z kart wróżyłam- dla zabawy oczywiście. Wiedziało się przecież to i owo a i wyobraźnię miałam dość rozbudowaną, więc uciechy było co niemiara! :))
UsuńNajlepiej zaszyć się w jakichś "pięknych okolicznościach przyrody" i nie myśleć o prozie tego życia...
OdpowiedzUsuńŻeby się tak dało, Stokrotko...byłoby pięknie!
OdpowiedzUsuńTylko się nie śmiej! Mojej Ciotce raz Cyganka przepowiedziała dokładnie i się wszystko sprawdziło, do dzisiaj nie umiemy tego wytłumaczyć. Kogut tego nie rozumie. A wróżbitom i wróżkom nie ma co wierzyć, naciągacze, żerują na tym że ktoś w trudnej sytuacji miłosnej na przykład.
OdpowiedzUsuńPosłuchaj, Kogucie. Jeżeli będziesz uczestniczył w toczonych tu dyskusjach, nikogo przy tym nie obrażając, nie mam nic przeciwko Twojej obecności tutaj, natomiast jeden Twój niegrzeczny komentarz sprawi, że będę kasowała Twoje wpisy nawet ich nie czytając.
UsuńNa moje odpowiedzi nie licz, nie będzie ich. Jeżeli jesteś inteligentnym facetem, będziesz wiedział, dlaczego. Ta tutaj, to jedyna moja odpowiedź, po prostu żebyś wiedział, czego się spodziewać.
Nie no nie będę wam psuć nerwów gadaniem i PiS i śmieszkami bo Kogut ich nie popiera. Jesteś miła, więc szkoda że nie chcesz gadać ze mną, więc przepraszam, że Ci trochę naśmiecił Kogut. Miał Kogut nadzieję że was trochę rozśmieszy, Ciebie też - że taki fanatyk PiS i dziwnych rzeczy się przyplątał hehe. Mam nadzieję że nie uraziłem?
UsuńOwszem, uraziłeś i to bardzo, ale „ przepraszam” czyni cuda. Przeprosiny przyjęte.
UsuńDla wyjaśnienia: ordynarny humor nigdy mnie nie bawił i proszę, abyś więcej nie próbował tego testować.
Z tym szczęściem to trochę jak z mgłą , widać, że jest ale złapać nie można. Ja co prawda wierzę w moc kamieni i moje "coś mi mówi" ale życie traktuję jak zadanie do wykonania . Wróżby i nauki wschodu raczej nie dla mnie. Pozdrawiam serdecznie .
OdpowiedzUsuńŚwietne i bardzo trafne porównanie! Coś w tym jest, że to takie ulotne… Serdeczności.
OdpowiedzUsuń"jak masz wpływ, to zacznij działać a jak nie masz, to sobie odpuść, bo to bez sensu"
OdpowiedzUsuńCzy naprawdę jest to bez sensu?
Gdy dobitnie wykazały to ostatnie wybory
Nam się zdawało ze "mamy wpływ"a w łapki wzięli to macherzy przekręciarze dla któryś wynik to dalszy dostatni byt lub unikniecie kary no i oczekiwane "ze zostaną ułaskawieni"'
No i wyszło "Nie mamy wpływu"
Czyli wybory należało olać ,bo gdy mamy do czynienia z kanciarzami złodziejami i przekręciarzami lub zwyczajnymi matołami czy zwyczajnymi umysłowymi leniwcami.
Gdy sobie odpuścimy działanie będziemy zdrowsi przynajmniej psychicznie.
My upierający się iz jesteśmy katolikami a tzw wartości katolickie sa dla nas najważniejsze z dobrodziejstwem inwentarza przyjmujemy głosy "na narodowców "jako coś dobrego wartościowego Mimo, iz ich retoryka czyny i postepowanie tym wartościom chrześcijaństwu nie tylko zaprzeczają ale sa jego odwrotnością
I trzeba głębokiej niewiedzy lub wrodzonego gapiostwa by tego nie zauważyć PS jest taki sam.Nawet nie o okienko niżej
CBDO :))
Po mojemu to teraz nie masz racji. Braliśmy udział w wyborach, bo BYLIŚMY PEWNI, ŻE MAMY WPŁYW na wybór prezydenta. W moim odczuciu skręcono te wybory, ale na to, czy zostaną uznane czy nie, wpływu już nie mam, bo NIE JA o tym będę decydowała. W związku z tym- po wyczerpaniu różnych form protestu- przestaję się tym podniecać, bo kopanie się z koniem na pewno niczego pozytywnego nie przyniesie.
OdpowiedzUsuńTo nie oznacza, że akceptuję zaistniałą sutuację, wyczerpałem jedynie wszystkie możliwości, jakie miałam. I czekam. Jeśli uznam, że na coś znowu mogę mieć wpływ- zacznę działać.
Prawdopodobnie Cię nie przekonałam, ale pozwól mi myśleć po swojemu.🤔
Dla każdego z nas poczucie szczęścia może być inne, bo różne mamy potrzeby, dążenia, jest też ono mocno osadzone w emocjach czy "twardości naszego naskórka". To odnosi się raczej do zwykłych czasów, a nie takich, gdzie zagrożone jest nasze poczucie bezpieczeństwa, bo wojna, bo "brunatnieją" wspolplemiency, bo liliputin znów nawołuje w imię stworzenia dyktatury pełną gębą. Przywodzone często mądrości wschodnie brzmią świetnie, pouczająco, ale wywodzą się z kultury wschodu, ich religii. My jesteśmy temperamentnie inni. Różnie też podchodzimy do wróżb, przepowiedni. Osobiście niezbyt wierzę w te czary - mary, ale mocno zastanawiające są dla mnie sny prekognicyjne, bo z nimi to jak z tymi rysunkami na pustyni w Nasca - są, ale jak i kto je narysował. Coś jak możliwe w niemożliwym. Żałuję, że nie mam takiej mocy /choć raz na dekadę/, by jednym pstryk i spieprzają dziadu. A dziad znów stary - nowy prezes.
OdpowiedzUsuńBoję się, że „ spieprzaj dziadu” już byłoby za mało, bo nie dość, że rak mocno się osadził, to przerzuty są w całym organizmie… Ale- jak powiadają- nadzieja umiera ostatnia.
OdpowiedzUsuńStare dziady najmocniej trzymają się władzy.
OdpowiedzUsuńNawet jedną nogą po tamtej stronie .
Prezes wiecznie żywy. :)
I tu już dotarł wielbiciel kaczystanu, by z właściwym sobie poziomem wiedzy i kultury rzygać swoimi przemyśleniami.
UsuńNie przejmuj się, Melu. Kasuję tego typu anonimowe wpisy; czasem tylko z pewnym opóźnieniem.
UsuńOtóż to!☹️
OdpowiedzUsuńWitam, czy trafiłam do Babci Bez Mohera, a może to tylko zbieg okoliczności? Jeśli dobrze trafiłam bardzo proszę o znak życia u mnie na blogu!
OdpowiedzUsuńWitaj, Sukieneczko! Niezbadane są wyroki losu! Już zapisałam Twój adres .
OdpowiedzUsuń