26 lis 2022

... czyta Krystyna Czubówna

Wspominałam już, że lubię słuchać książek czytanych, pod warunkiem że lektor robi to dobrze.

W naszej bibliotece jest dział audiobooków i dość często tam zaglądam, szukając pozycji, których jeszcze nie znam a które z opisu wydają się być dość atrakcyjne. 

 Ostatnio wpadła mi w ręce "Czarnobylska modlitwa" i już miałam ją odłożyć na miejsce, jako że unikam ciężkiej emocjonalnie tematyki, gdy w oczy mi się rzuciło: czyta Krystyna Czubówna- i już wiedziałam, że wezmę.To nazwisko dawało gwarancję jakości.

To była dobra decyzja, choć nie sądziłam, że aż tak mocno tę książkę przeżyję. Wiedziałam, że tematyka będzie przytłaczająca, ale nie sądziłam, że będzie to aż taki koszmar, opowiedziany spokojnym głosem, co tylko wyostrzało wrażenie horroru, którego tam wtedy doświadczali ludzie. Nie mogłam słuchać a jednocześnie nie mogłam się oderwać od słuchania. To było piekło!! 


 

Nie jestem w stanie napisać recenzji- zupełnie mnie to przerasta.

Mam wrażenie, że każde moje zdanie byłoby zbyt miałkie, zbyt nieważne, by choć trochę oddać nastrój i tematykę reportaży... 


...dlatego przytaczam krótką, ale wiele mówiącą recenzję zawartą na płytce. 

Niesamowita książka! Rozdzierająca słuchacza/czytelnika na kawałki. A jednak nie żałuję, że ją wypożyczyłam, że jej wysłuchałam.  To było dla mnie ogromnie ważne przeżycie!

24 lis 2022

Łazęga, włóczykij, powsinoga, ląfer! - i tyle!!

 Komu tak naurągałam w tytule notki? No, własnemu kotu, oczywiście! Zakładałam, że Bąbel będzie cieszył się wolnością? No to się cieszy- całym swoim kocim pyszczkiem, czyli - bez ograniczeń!

Jedyne, co udało mi się ocalić, to spokojne noce, bo jakoś zaakceptował fakt, że noce spędza w domu. Ciut świt, czyli w przed godziną szóstą, zaczyna lekko popiskiwać pod drzwiami sypialni i sygnalizować, że zaczyna się kolejny dzień.

Po opróżnieniu miseczki kieruje się do drzwi wyjściowych i niedwuznacznie daje do zrozumienia, że pora na pierwszą poranną wyjściówkę. Dopóki było względnie ciepło, nie było problemu, ale zrobiło się chłodno, nawet przymrozki, więc tłumaczę jak komu normalnemu, że musi jeszcze trochę poczekać, bo zmarznie. A gdzie tam! Na dworze jest ciekawiej niż w domu a on potrzebuje wyjść - i kwita! A idź w czorty!! Jak ci dupina zmarznie, to wrócisz!- wypuszczam Bąbla. Jeszcze chwilę czekam, czy nie zmieni decyzji i nie wróci do ciepłego mieszkania, ale nie! Duch wolności jest silniejszy niż poranny chłód. Był kot, nie ma kota- poooszedł!

Wyglądam co jakiś czas, przywołuję- bez efektu!

Wreszcie, po jakiejś pół godzinie penetracji terenu, wraca, gna ile sił w łapkach z rozpaczliwym popiskiwaniem- i wpada do domu. Pierwsze kroki kieruje do miseczki sprawdzić, czy coś tam nie zostało ze śniadania, po czym przymierza się do rozgrzania zmarzniętych łapek i przychodzi do mnie.  Wskakuje mi na ramię i przytula się do szyi, jakby chciał wrócić do najwcześniejszego dzieciństwa i bezpiecznego polegiwania w szerokim babciowym golfie... albo układa się wygodnie na moich kolanach i beztrosko przysypia a ja gładzę delikatnie mięciutkie futerko. Lubi moje pieszczoty, dobrze nam razem.

A w dzień? Praktycznie całe dnie spędza na dworze, do domu przychodzi tylko na posiłki. I dopiero dobrze po południu, a właściwie przed wieczorem, decyduje się pozostać w domu. Wtedy wybiera sobie najwygodniejsze miejsce do odpoczynku, zwija się w kłębek i przysypia.

Trochę się denerwuję, gdy zbyt długo nie ma go w domu, ale coś za coś- albo leniwe kocie ciepełko, albo szeroki świat pełen przygód. W końcu tak przecież wybraliśmy! :))

----------------------------------------------------

W imieniu Eli pięknie wszystkim dziękuję za dobre życzenia i ciepłe myśli. Wszystko jest w porządku. Serdeczności dla Was!🧡💛💚💚💚💛🧡❣

20 lis 2022

Może ktoś jeszcze pamięta

Pewnie już ze 3 lata minęło jak Blox się wypiął na swoich blogerów i pogonił nas z hukiem, każąc szukać innego przytulnego miejsca do umieszczania swoich mądrości.

Niby trudno- stało się, co się miało stać, ale jednak trochę mi szkoda! Co prawda syn mi moją pisaninę zabezpieczył, ale komu się zechce odkodowywać /bo normalnie odtworzyć się tego nie da!/ całą zawartość i w gruncie rzeczy- po co?

A jednak trochę mi szkoda. Szkoda, bo między innymi była tam notka o mojej koleżance/przyjaciółce Eli, o tym, jak niezwykłym  jest człowiekiem. Znamy się i przyjaźnimy zdrowo ponad 40 lat, ostatnio widujemy dość rzadko z racji przeszkód formalnych /covid/ czy zdrowotnych- ona jest już bardzo schorowana a i ja też nie jestem tak dziarska jak do niedawna zwykłam o sobie myśleć.

W każdym razie nastąpiły na tyle sprzyjające okoliczności, że pojechałam ją odwiedzić /mieszkamy stosunkowo blisko, ale w dwóch różnych miejscowościach/.

Jak zwykle ugadałyśmy się do oporu i w którymś momencie podzieliłyśmy się informacjami, czym która z nas się aktualnie zajmuje. Nawiasem mówiąc Ela jest absolutnie wszechstronnie uzdolniona: śpiewa, przeistacza się w modela do artystycznej fotografii, którą tworzy jej córka, maluje, pisze... właściwie nie wiem, czy istnieje dziedzina, w której nie byłaby dobra!

Ela nie rości sobie pretensji do bycia poetką, ale jej wierszyki to- według mnie- prawdziwe perełeczki, pełne poczucia humoru i dystansu do siebie- pisze przecież wyłącznie dla przyjemności!

No to po tym może nieco przydługim wstępie prezentuję Wam twórczość Eli- jako że uzyskałam zgodę na jej upublicznienie na moim blogu. 

 

                                   Z torbami

/Tu informuję, że pozwoliłam sobie zmienić tytuł na bardziej adekwatny do sposobu przedstawionej treści- a wiem, że wyraziłaby na to zgodę./

 

W pewnym mieście w  dzień handlowy

pojedynczo i grupami 

podążają żółwim krokiem

kobiety z torbami.

 

Ile toreb każda niesie?

Dwie? A może więcej...

lecz jak unieść kilka toreb,

gdy się ma dwie ręce?

 

Nie wiem, co w tych torbach niosą

te dzielne kobiety.

Szkoda, że nikt do tej pory

nie zrobił ankiety.

 

Ciągle mnie ten problem dręczy

i tak myślę sobie-

gdy ujrzę pana z torbami,

to mu medal zrobię!

 

Powiedziałabym, że temat jak najbardziej serio a forma żartobliwa i pewnie dlatego tak fajnie się to czyta.

Drugi też jest lekkim piórem pisany a przecież, ile w nim myśli i uczuć starej kobiety...

 

                                         *** 

Ze względu na czas urodzin

jestem tak zwaną staruszką.

Emeryturę mam, mieszkanie

i samodzielnie nagrzane łóżko. 

 

Gdybym nie miała bliskich,

to czułabym się fatalnie...

ale cóż, kiedy kontakt miewamy- 

przeważnie zdalnie...

 

Nie lubię siedzieć bezczynnie.

Choć samotna, nie nudzę się wcale:

czytam, piszę, w krzyżówkach się trudzę,

lubię także rysować mandale.

 

Czas ucieka, chwila nie wraca...

a ja nie wiem, co jeszcze mnie czeka.

Czasem cieszy mnie uśmiech- bez maski,

ciepło ręki bliskiego człowieka.

 

Prawda, że trafia do serca? 

Pokazała mi ostatnio robione mandale.- Jedna jest twoja! Możesz sobie wybrać!- powiedziała. Wybrałam. Jasną, optymistyczną, słoneczną... Piękna, prawda?


I chcę pokazać jeszcze jedną. A - szczerze mówiąc- żałuję, że nie sfotografowałam wszystkich. Ta nie jest jeszcze zakończona. Popatrzcie, jaka wyobraźnia, kompozycja, precyzja wykonywania poszczególnych elementów...


 

 

 

Wczoraj były jej imieniny. Kochana! Składałam Ci już życzenia, ale jeszcze raz: zdrowia, zdrowia, dużo zdrowia!

I żebyśmy mogły długo jeszcze spotykać się co jakiś czas i gadać o wszystkim, co dla nas ważne!

 

----------------------------------------------------

 

We wtorek Ela będzie miała operację.

Proszę,  NIECH  OTOCZĄ  JĄ  WASZE  DOBRE  MYŚLI! 

16 lis 2022

Definicja szczęścia


 Czy się zgadzam? I tak, i nie!

Tak, bo generalnie rzeczywiście o to chodzi: o  niepielęgnowanie zaprzeszłych urazów, które potrafią całkiem spaskudzić obecną codzienność, gdy się ich kurczowo trzymam.

A nie, bo zła pamięć to nie wszystko. W mojej definicji szczęścia musiałoby jeszcze znaleźć się miejsce na spokojny, bezpieczny byt, poczucie stabilności, brak poważnych zagrożeń na horyzoncie.

Zgodnie z moją definicją- trudno o pełnię szczęścia w dzisiejszych czasach. Dla mnie trudno! Ale nie kwestionuję, że dla kogoś innego definicja szczęścia może brzmieć zupełnie inaczej. Inaczej popatrzą młodzi ludzie, inaczej starzy. Dla jednych to będą warunki minimum, dla innych- optimum. Bo w końcu wszyscy jesteśmy różni i różne rzeczy mogą być składową poczucia szczęścia...

I jeszcze: czy szczęście- to pojedynczy moment euforii, czy stan ciągły?  I czym różni się szczęście od zwykłego zadowolenia z życia?

Ot, tak mi się bzdurzy od samego rana!

I jeszcze pozwolę sobie a memową aktualność, która tak się ma do dzisiejszej notki jak pięść do nosa, ale bardzo mi się podobała, bo cudnie pasuje do współczesnych nastrojów znerwicowania, niepewności, poczucia zagrożenia...

Trzymajmy się zdrowo, jakoś przetrwamy! 


Na pewno dwa?... Mój się zepsuł co najmniej 6 lat temu, nawet z ogonkiem!! ;(

12 lis 2022

Moje wielkie rozczarowanie

 Są rozczarowania małe, codzienne, nic nie znaczące... i te, które tkwią jak zardzewiały gwóźdź w bucie- i bolą.

Takim rozczarowaniem jest dla mnie prezydent Komorowski. Może dlatego tak dużym, bo darzyłam go ogromnym zaufaniem i do głowy by mi nie przyszło, że może odstąpić od wcześniej wyznawanych ideałów. Jego śmiesznostki czy drobne potknięcia nie stanowiły dla mnie problemu, raczej ocieplały jego misiowatą postać - trochę na zasadzie: nie ma ludzi idealnych, każdy ma swoje wady, mniejsze czy większe- w końcu liczy się to, co najważniejsze. A do tego pretensji nie miałam.

Dziś nie mogę na niego patrzeć a tym bardziej słuchać jego niewydarzonych pomysłów. Jeżeli jego inicjatywą było przytulenie Gowina, to co ja mogę w końcu o nim myśleć?!

Generalnie rzecz biorąc brzydzi mnie polityczna prostytucja, ale o ile zmiana klubu w obrębie partii opozycyjnych jest jeszcze w jakiś sposób do zrozumienia i wytłumaczenia /choć i tu trudno mi się było pogodzić z rejteradą pani Muchy czy Róży Thun/, to rozgrzeszenie tego, który współtworzył rządową koalicję  i w istotny sposób przyczynił się do dewastacji kraju, który się nie cieszył, ale głosował, jak prezes kazali, wydaje mi się być wyjątkowo obrzydliwe!

A mógł sobie pan prezydent siedzieć spokojnie na Ruskiej Wsi i pomidory hodować a nie usilnie dobijać się o powrót do polityki, w dodatku z ambicjami wywierania dużego wpływu i osobistego mieszania w tym kotle.

Chciałoby się powiedzieć po sienkiewiczowsku:- Kończ waść! Wstydu oszczędź!!

Czy tylko mnie jest tak gorzko?!...

7 lis 2022

Villa la Fleur

 W Konstancinie-Jeziornej funkcjonuje muzeum Villa la Fleur. Mieści się ono w dwóch pałacykach odrestaurowanych z wyjątkową pieczołowitością.











Zdjęcie powyżej to fotka wyłożona na szerokim parapecie, obrazująca stan sprzed renowacji, nieco poniżej- zdjęcie aktualne /z drugiej strony, od strony ogrodu/.

Sale wystawiennicze są na parterze, piętrze i poniżej. Zbiory obejmują przede wszystkim malarstwo, ale nie ograniczają się jedynie do niego. W każdym razie hasło : prace Tamary Łempickiej-było wystarczającą zachętą, aby tam pojechać i poznać nowe muzeum.

I oddaję głos zdjęciom:














Wybrałam te najbardziej charakterystyczne prace, choć fotka najniżej to nieco wcześniejszy okres malarstwa artystki.

I kilka zdjęć obrazujących różnorodność eksponowanych prac:


 

 

 

 

 

 

 

 

 


 








































Nawet wystrój łazienki i sypialni, nawet witraż, metaloplastyka, meble użytkowe... i obrazy, obrazy, obrazy!

Należałoby wszystkiemu poświęcić odrębny czas, ale wtedy powinno się poświęcić na to wiele, wiele godzin! 

Natłok eksponatów i tłum zwiedzających... 

To był dobrze spędzony czas! I chociaż byłam zmęczona, ale bardzo zadowolona!

Haniu! Jesteś bardzo, bardzo kochana! Ogromnie dziękuję Tobie i całej Rodzince- jesteście cudowni.

 

2 lis 2022

W gruncie rzeczy to bardzo nieładnie...


 

...ciągnąć sobie łacha z cudzych wyborów estetycznych. Podobno o gustach się nie dyskutuje...

Ale właściwie to kto powiedział, że ja zawsze i wobec wszystkich powinnam być w porządku?!... 

No to do roboty!

Poszłam dziś na cmentarz, sprawdzić, czy palą się jeszcze lampki i ewentualnie powymieniać wypalone wkłady.  Wczoraj też byliśmy, ale tylko przy rodzinnych grobach, więc niejako został nam oszczędzony obraz dekoracji niektórych grobów.

Dziś cmentarz prawie pusty. Szłyśmy alejkami i - nie zmogłam!



No tyle tego towaru, ile fabryka dała! A co za rozmaitość! Każdy inny i co jeden to ciekawiej zdobiony- i krzyżyki, i Matki Boskie, i podświetlane,  i z napisami... no, cuda -niewidy!

A tyle tego, że ledwo płyta pomieściła.

 

 Początkowo miałam zamiar przybliżać poszczególne co bardziej oryginalne ozdoby, ale odpuściłam. Pokażę tylko jeszcze jeden grób, taki- powiedziałabym- udekorowany bardziej orientalnie.


 

 

 

Tu już co prawda nie ma takiego natłoku jak powyżej, ale różnorodność zdobień chyba jeszcze bogatsza!

Normalnie oczopląsu dostałam.

 

 

Wyszłyśmy z cmentarza. Zobaczyłam cały wielki plac zastawiony niesprzedanymi chryzantemami, zobaczyłam siedzącą pod murem cmentarnym kobietę  z rzędami wystawionych doniczek, łudzącą się, że może uda jej się sprzedać choć ze dwie jeszcze... i zrobiło mi się bardzo smutno. Tyle pracy, tyle starania, tyle nadziei na godziwy zarobek za swój wysiłek... i wszystko to pójdzie na kompost!

A na grobach zniczowe badziewie takie, że oczy bolą i ciężkie pieniądze wywalone w błoto! Kochani Zmarli mają gdzieś, ile i jakie lampiony się palą, ale znajomi czy sąsiedzi na pewno docenią i... może nawet pozazdroszczą?...

Smutno mi się ten dzień kończy i bynajmniej nie poprzez wspomnienia Drogich Zmarłych...