Pogrzeb w rodzinie zawsze nastraja refleksyjnie nawet wtedy, gdy odchodzi stary człowiek. A może szczególnie wtedy?... Bo niejako samo się narzuca: kiedy ja?... Może dwa lata, może trzy, może dziesięć?... przecież nie więcej!
I niby wydaje się, że jestem nie do zdarcia, stary powojenny materiał, odporny na wszelkie przeciwności losu; sprawna fizycznie i psychicznie- chyba- a przecież mam świadomość, że cała ta sprawność może stracić na aktualności w ciągu bardzo krótkiego czasu, niemal w oczach... I jak temu przeciwdziałać, jak się przed tym bronić?...
Tylu ludzi jest już po tamtej stronie- spośród rodziny, przyjaciół, znajomych... krąg pustoszeje, zacieśnia się. Nawet bez specjalnego planowania robi się życiowy obrachunek... Jak będę wspominana? Nie wiem. Nie miewa się tylko przyjaciół, ale jednak tych było nieporównywalnie więcej niż ludzi mi niechętnych, bo zażartych wrogów jakoś nie umiem się doliczyć. Nie było ich? A może ich tylko nie zauważałam?...
Czyli w sumie to życie wcale takie złe nie było.
Może to błąd, że taki tekst akurat na majówkę?! Tym bardziej, że ciepełko, słoneczko i te rzeczy! Hak w smak! Co będzie, to będzie! Trzeba dożyć do 4.VI! To ostatni marsz, w którym planuję uczestniczyć. Umówiłam się z córką. I jeśli nic nie stanie w poprzek, to na pewno wrzucę tu trochę zdjęć.
Dziś kolejny dzień bliżej do obalenia pisu!
Miłej, ciepłej, słonecznej majówki! :)
-------------------------------------------
P.S. Skąd taki tytuł notki? Ten blog to moja warstwa ochronna, moja grupa dobrych, życzliwych znajomych, może przyjaciół... Dziękuję, że Was mam!