30 kwi 2021

"To ja zadzwonię do Banasia!"

 I od razu wiadomo, o którą mafię chodzi.

Nie wiem, kto komu pierwszy na odcisk nadepnął, ale nawalanka zaczęła się na dobre.

Przyglądam się temu ze zdumieniem i niedowierzaniem, bo nie sądziłam, że najpierw kryształowy, później pancerny /nie wiem, jakie teraz określenie jest aktualne/ Banaś podejmie wojenkę.

Na tym etapie Marian Banaś jest jeszcze kryształowy i rząd stoi za nim murem, ale...



... z tą czystością cokolwiek jest nie tak, tyle tylko że prezes NIK, czyli rzeczony kryształ, wcale nie zamierzał zrzec się piastowanej funkcji, tym bardziej że dostał do ręki skuteczną broń, czyli możliwość kontrolowania nieprzychylnych sobie ludzi i gromadzenia na nich haków.

Wychodząc z założenia, że  *****  ******  łba nie urwie, sądziłam, że zebrane haki to rodzaj zabezpieczenia, by nikomu do głowy nie przyszło tykać przeciwnika pod żadnym pozorem, tymczasem...


...jak w prawdziwie mafijnym państwie nie ten jest górą, kto przestrzega prawa a ten, kto ma więcej siły i bat ręku! No, ciekawe! I nawet jakby omerta przestała mieć znaczenie, bo to i owo przedostaje się do ogólnodostępnej wiedzy.

Kiedyś bardzo silna była mafia wołomińska i pruszkowska. No! Kiedyś była...

--------------------------------------------------------

Chyba nie będzie mi się chciało umieszczać nowej notki o covidzie i całej otoczce wokół covidowej a zgromadziłam trochę memów, które dość szybko się dezaktualizują i szkoda by było, żeby się zmarnowały! ;)


Jeszcze o obostrzeniach. 

Co prawda teraz nadchodzi czas poluzowania, ale u nas, jak to u nas, nie wiadomo, czy za progiem nie czai się czwarta fala- /...tfu! tfu! odpukaj to babciu natychmiast!.../, to wytyczne byłyby jak znalazł! ;(




No ale w końcu są szczepionki, tyle, że nie wszystkie są powszechnie akceptowane!

Trzeba będzie jeszcze trochę poczekać... i pojawi się nasza, narodowa a więc na pewno zbliżona do ideału! ;)))


 

A tak w ogóle to jesteśmy fantastycznym narodem i każda prozdrowotna akcja spotyka się się z niekłamanym społecznym entuzjazmem, jak choćby oddawanie krwi czy osocza...














------------------------------------------------------------------------------------

------------------------------------------------------------------------------------------

No to do!

Niech się święci 1 Maja! 2 Maja, 3 Maja i wszystkie kolejne dni a my żyjmy zdrowo spokojnie i radośnie!

Miłej majówki! :)))

27 kwi 2021

Lustro


 Latami pracowałam, by choć w przybliżeniu móc przyjąć myśl obok za swoją, gdy jeden ironiczny półuśmiech wystarczył, by mozolnie wymalowany obraz rozpadł się na tysiące kawałków. 

Zrozumiałam, że nadal przeglądam się nie w obiektywnym lustrze /pod warunkiem, że zbytnio nie wykrzywia obrazu/ a w uwagach i opiniach innych ludzi.

Zrozumiałam też, że budowanie samooceny to praca na całe życie i nigdy się nie kończy. A człowiek i tak do końca nie będzie z siebie zadowolony.

Ciekawe!

Obraz ten sam a inny podpis- i już diametralnie zmienia się cała wymowa tego, co wizerunek przedstawia.

To wielka sztuka wyrobić w sobie realną samoocenę: nie kryć się po kątach, dźwigając na plecach wór kompleksów, ale i nie upajać się nadmiernie swoją urodą, wszechwiedzą i jedynie słuszną oceną rzeczywistości.

Zapewne może dać do myślenia, że górny obrazek jest sporo większy od dolnego, choć w gruncie rzeczy są identyczne. Zrobiłam to celowo, bo myślę, że dużo ważniejsze jest mieć zaufanie do siebie i oparcie w sobie samym niż ciągle mieć wątpliwości, czy nie jestem przypadkiem zbyt pewna siebie.

Reasumując: jestem, jaka jestem. Jednym będzie się to podobało, innym nie, ale nigdy nie będzie tak, że będzie podobało się wszystkim- i zawsze trzeba na to brać poprawkę.

W tym miejscu przypomniała mi się powiastka o kupcu, który wędrował z żoną, z objuczonym towarami osiołkiem- i reakcjami ludzi, mijanymi po drodze...Wyjątkowo trafna przypowieść!

Wszystkim nam życzę samozadowolenia bez zbędnej bufonady!

I oczywiście zdrowia! :)

25 kwi 2021

Dziękuję, Babciu Kasiu!


Przedstawiam: Babcia Kasia, czyli: pani Katarzyna Augustynek, najbardziej znana warszawska babcia.

Czy ją znam? 

Osobiście nie miałam zaszczytu jej poznać, ale znam ją tak, jak zna ją wielu ludzi śledzących, co się w kraju dzieje. I powiem, że jestem pełna podziwu i uznania dla jej działalności, a także odwagi konsekwentnego sprzeciwu wobec rujnowania państwa i życia społecznego w państwie. Wielokrotnie legitymowana i zatrzymywana przez policję nie zamierza zaprzestać protestów.

Nieprawdopodobnie dzielna kobieta!


Jeżeli  siedmiu policjantów pilnuje babci, robiącej zakupy, to niewątpliwie: albo jest nieprawdopodobnie groźna dla systemu, albo nasi rządzący bardzo boją się każdego, nawet spokojnej pani z tęczową torbą!

Nic dziwnego, że internet śmieje się w kułak!




















Prawda, jak równo podzielone siły?!


Oj, babciu! Nie wolno aż tak agresywnie, bo będzie płakał!... ;)))


-----------------------------------------------------------------

Babciu Kasiu!

Proszę przyjąć ode mnie wyrazy uznania, podziwu i najserdeczniejszego podziękowania! Dzięki takim kobietom jak Pani, duch w narodzie nie ginie a nadzieja na odzyskanie demokratycznej Ojczyzny wciąż jest w nas żywa!               Z wyrazami wdzięczności- BBM 

-------------------------------------------------------------------

Zdjęcia wzięte- jak zawsze- z internetu.

--------------------------------------------------------------------

WSZYSTKIM  ZDROWIA  I  DOBREGO  NOWEGO TYGODNIA!  :))

23 kwi 2021

Państwo policyjne?...


 To wcale nie nadmiarowe, nie przesada!

Tak wygląda obecna rzeczywistość: budynek sejmu niemal za zasiekami, wszystkie uroczystości państwowe otoczone kordonami policji uzbrojonej po zęby, ludzie legitymowani i spisywani pod lada pretekstem...


 

Policjanci używają  pałek, gazu, przemocy wobec pokojowych demonstrantów bez większych moralnych dylematów...













Trudno się dziwić, że niebieski mundur, podobnie jak kiedyś, stał się synonimem opresji i zagrożenia a tym samym niechęci zwykłych obywateli.

Jeszcze jakiś czas temu bez wahania podeszłabym do policjanta poprosić o pomoc, gdyby mi była potrzebna; dziś raczej przeszłabym na drugą stronę ulicy, bo to wiadomo, co się takiemu może nie spodobać?...

 

 

Jeden z niewielu wyraz społecznej dezaprobaty to gorzka ironia.

 

 

Dotyczy osoby?... czy może instytucji jako całości?!...















 

 

 

 Źle się zrobiło w naszym kraju, smutno, ponuro, niebezpiecznie...

 

Masowe protesty się wypaliły... Pandemia, zmęczenie, zobojętnienie, ale chyba jeszcze nie rezygnacja, bo gdyby tak, to marny nasz los!



20 kwi 2021

Stare przedmioty

 Co jakiś czas nadziewam się na tematykę z cyklu: - A pamiętasz?... I kiedy zobaczyłam...


...to zwyczajnie zachciało mi się śmiać! Stary przedmiot- dobre sobie! ;))

Nokii byłam wierna przez całe lata i świetnie mi służyła. Byłam w niej zakochana i z dużymi oporami dałam się namówić na dzisiejszego smartfona, ale i obecnie ciężko byłoby mi powiedzieć, że to stary przedmiot.

Dziś opowiem o starych przedmiotach, o NAPRAWDĘ starych przedmiotach!

Po wojnie każdy tak jak mógł, starał się być w miarę możliwości samowystarczalny. Moi rodzice mieli krowę i chyba jakieś owce. Krowę pamiętam, owiec- nie, ale przypuszczam, że musiały być, skoro było tak dużo wełny do przędzenia. I to już był przydział prac domowych dla babci. Babcia wystawiała kółko, nakładała wełnę i zaczynał się nasz czas: babciowo- wnuczkowy.


Uwielbiałam te wieczory, kiedy babcia równomiernie naciskała nogą coś na kształt drewnianego pedału, kołowrotek furkotał, w rękach babci przesuwała się równiutka cienka wełniana nitka a babcia śpiewała albo opowiadała nam bajki.

Siadałyśmy wtedy blisko niej na stołeczkach, słuchałyśmy jak urzeczone i nigdy nie było dosyć, choć przecież i opowieści, i piosenki musiały się powtarzać.

Nie próbujcie łapać mnie za słowa, bo całego ciągu technologicznego produkcji wełny nie pamiętam, wiem jednak, że po zgręplowaniu i sprzędzeniu wełna była dość brudna, trzeba ją więc było "przerobić" na motki, uprać, wysuszyć i dopiero potem zwijać w kłębki.

Do tego służyło motowidło!


Zastanawiam się teraz, dlaczego dość często nasze ręce, przy zwijaniu wełny w kłębek, zastępowały motowidło...

Prawdopodobnie uprana wełna częściej mogła się splątać, odwijana z motowidła; ludzkie ręce są uważniejsze, szybciej reagują na zaistniałą trudność...

Jak lubiłam wieczory z babcią i przędzeniem wełny, tak nie znosiłam gotowych wełnianych produktów. Gryzły i były bardzo nieprzyjemne dla ciała. Mama z wełny robiła swetry a na krosnach szaliki, w które co pewien odstęp wplatała czerwony kordonek, żeby choć trochę przełamać szarzyznę wełny.

Nasze grymasy jakoś jednak były brane pod uwagę, bo pamiętam swetry z króliczej wełny. Rodzice hodowali angory, bo te dawały i wełnę, i mięso. Sweterki były cudne: cieplutkie i milutkie, ale miały niezaprzeczalną wadę: fatalnie "obłaziły" i ciemna spódniczka już po paru chwilach pełna była bielutkich siepów. 

Zastanawiam się teraz, jak babci udawało się prząść tę króliczą wełnę i - nie pamiętam!

No to jeszcze jeden przedmiot z tamtych lat.

Kiedy ojciec, po powrocie skądś tam, siadał siadał na krześle i lekko unosił nogę, to było wiadomo, że zaraz padnie hasło: ciągnij!

Bardzo często po wojnie mężczyźni chodzili w oficerkach a że nogi mieli zabezpieczone onucami, to zdjęcie takich butów wcale nie było łatwe, samemu- niemal niemożliwe. Dziecięca siła nie zawsze mogła sobie z tym poradzić i wtedy padało kolejne hasło: przynieś psa!


To dość prymitywne urządzenie było jednak skuteczne i nogę z buta ostatecznie udawało się oswobodzić.

Bez większego trudu udało mi się ten rysunek w internecie znaleźć, co mnie niepomiernie zdziwiło, bo obok /trochę mniej topornych/ przedmiotów były ceny a więc psa można kupić i dziś, ale kto dziś jeszcze w oficerkach chodzi?!...


Bądźmy mili dla siebie! I zdrowia! :))

19 kwi 2021

Żółte żonkile

 

Czuję bezradność.

Nie pominę milczeniem, ale i napisać nie umiem. Brakuje mi słów dla tego, co było i dla tego, co dzieje się teraz.

Pierwsza para składająca wieniec pod pomnikiem Bohaterów Getta...

 

 

A jeszcze jakiś czas temu żadnych słów dezaprobaty...

 

Da się równocześnie okazywać głęboki szacunek i dbać o pamięć tego pierwszego i nie okazywać dezaprobaty temu drugiemu??!...

A okazuje się, że u nas to możliwe! Mało. Odnoszę wrażenie, że nikt dysonansu nie zauważa! A ONR rośnie w siłę...

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=1ljpZ8NnDpM&list=RD1ljpZ8NnDpM&start_radio=1&t=24 

Chciałam wkleić film- Piosenkę o krótkiej pamięci, w wykonaniu Andrzeja Zaorskiego, ale- nie wiem, czemu- nie ma głosu, choć w komórce odtwarza bezproblemowo. Może Wam uda się odtworzyć. A warto! Bo choć czasy nie te, to treść nadal aktualna... chyba zawsze aktualna... :((

16 kwi 2021

Może choć odrobinę miłosierdzia??...


To jakiś mroczny koszmar! Ci,  którzy  mienią się być przewodnikami dusz roszczą sobie prawo do zarządzania także życiem i śmiercią w imię jakichś własnych wydumanych obsesji prokreacyjno-seksualnych, z których nie umieją się uwolnić!!!

To jest istota wiary?!!

Może choć odrobina miłosierdzia w dobie pandemii- choćby dla swoich wyznawców, dla tych, którzy nadal JESZCZE UFAJĄ...

Oni mają odwagę wypowiadać się w sprawach medycznych, mają do tego moralne prawo?! Mają przekonanie, że czynią dobrze, zniechęcając ludzi do szczepień?!...Czy ich sumienia na pewno są czyste i czyste pozostaną przy kolejnych śmierciach, których można było uniknąć?!! 

Co za bagno!

15 kwi 2021

Zapamiętaj ten dzień!

 

 

...czyli chyba można powiedzieć, że wydano ostateczny wyrok na państwo prawa...

Witajcie w Kaczolandzie! :((( 

 

-------------------------------------------------------

-------------------------------------------------------

Moja dzisiejsza notka ma numer 555...

Gdybym się trochę postarała i byłby 666, powiedziałabym, że diabeł ogonem swój podpis złożył! Smutny dzień! :(((

14 kwi 2021

Jak nic będzie czwarty sezon!

 

Zakładam, że filmy opowiadające o jakichś społecznościach nie mogą dowolnie prezentować własnych opinii reżysera czy producenta, tylko w jakiejś mierze muszą trzymać się realiów, bo w przeciwnym razie film zostałby zjedzony przez krytykę filmową i zlekceważony przez widzów.

Zastanawiam się też, w jakiej mierze filmy czy seriale mogą mieć wpływ na postrzeganie takiej czy innej grupy społecznej. Mój pewien dystans czy niepokój bierze się stąd, że obejrzałam trzeci sezon serialu "Shtisel".                                                            


Oglądałam zachłannie, choć kotłowanina uczuć była ogromna i - przyznam- dominowały te nieprzyjemne: niechęć, gniew...ale trzeba przyznać, że zanurzenie się w kompletnie obcy świat, z jego obrzędowością i obyczajami- jest fascynujący!

-------------------------------------------------

Film opowiada o społeczności ortodoksyjnych Żydów w oparciu o los i doświadczenia rodziny Shtisel.

Próbowałam przenieść na nasze poletko religijną dosłowność, bo w pewnym momencie krytyczny odbiór postaci rabina Shulema zaczął mi w negatywny sposób przesłaniać obraz całej jego rodziny.

I zaczęłam przyglądać się dokładniej pewnej naskórkowości wierzeń, trzymania się Słowa, bez dociekania, co ono w istocie znaczy. Zobaczyłam, że w gruncie rzeczy- mimo pozornej odmienności- mamy ze sobą wiele punktów wspólnych. Podobnie jak u nich, u nas też wiele rodzin funkcjonuje w kleszczach "co ludzie powiedzą", mężczyźni nadal roszczą sobie prawo do decydowania o życiu rodziny, niezależnie od własnego zaangażowania w to życie, bardziej liczy się obrzędowość i obyczajowość niż istota wiary. To powoduje u ortodoksyjnych Żydów usztywnienie zachowań, aby tylko nie zostały naruszone wytyczne Tory- tak jak je interpretuje ten czy inny rabin, bo to on jest ostatnią instancją przed podjęciem życiowych decyzji, o ile pojawią się jakiekolwiek wątpliwości. U nas nikt nie gania do księdza po radę /no, chyba że najbardziej zatwardziałe dewotki/ i ludzie bez większych wyrzutów sumienia wybierają to, co im pasuje: jednych norm Kościoła przestrzegają, innych nie.

I niby we wszystkich religiach świata chodzi o to samo: czyń dobro - a w realu... no, cóż- można tylko westchnąć...:( 

-----------------------------------------------------------

A jednak, choć mam świadomość, ile zła w życiu może wyrządzić bezduszne szerzenie wiary, to jednak źle mi się słucha akcentów lekceważenia czy wręcz pogardy w stosunku do tych, którzy deklarują się jako ludzie wierzący.

Bo to nie religijność czy jej brak świadczy o tym, z jakim człowiekiem mamy do czynienia- a jego stosunek do innych ludzi, jego wrażliwość i te wartości, które są istotne w jego życiu. Nie wyłącznie deklarowane- a te, według których naprawdę żyje! 

---------------------------------------------------------------

p.s. Po obejrzeniu ostatniego odcinka, poczułam się tak, jakby mi przerwano w pół zdania, jakby zabrano mi sprzed nosa talerz z niedokończonym jeszcze daniem... ewidentny niedosyt!

I chociaż teoretycznie wszystkie wątki zostały zamknięte, to jakoś nie bardzo wierzę, by na tym serial miał się zakończyć...

 

13 kwi 2021

Bułczaki

 Gratuluję, Aniu!

Jesteś świetnym pedagogiem, skoro udało Ci się pogonić mnie do kuchni!!! ;))

Zaczęło się od tego, że codziennie rano kupuję mężowi długą bułkę paryską, której oczywiście w całości nie zjada, połówek nie sprzedają a innych bułek nie chce. Przy czym należy dodać, że na dwa dni jest za mało, czyli zawsze jest jakiś nadmiar. Oczywiście suszę, mielę i rodzinę obdzielam tartą bułką a i tak zdarza się, że jeszcze suchej bułki zostaje i coś z tym fantem trzeba zrobić. Dziś po raz pierwszy podparłam się przepisem Ani.

Efekt eksperymentu:


Podchodziłam do tego jak pies do jeża, z góry zakładając, że raczej wszystko będzie do wywalenia, dlatego też ilości hurtowych nie było.

Początki nie były zachęcające, bo placuszki zaczęłam smażyć na tej samej patelni co cebulkę i okrawki wędlin /a co się mają zmarnować/ i "ciasto" przywierało mi do dna, ale zmieniłam patelnię i poszłooo! ;)

Co prawda proporcje były nieco zachwiane, "ciasto" zrobiło się zbyt rzadkie i pryskało z patelni, ale smakowo było niczego sobie, toteż uznałam, że pierwsze koty za płoty i trzeba tylko wyczaić odpowiednie proporcje składników bułczakowego ciasta a dodatki wrzucać takie, jak fantazja podyktuje i już!

Właściwie, widząc, że ciasto jest rzadkawe, mogłam zagęścić mąką, ale nie chciałam z kolei, żeby zrobiło się zbyt kluchowate. No i dobrze. Kiedyś znowu spróbuję. Praktyka czyni mistrza! ;))

12 kwi 2021

Co to ja chciałam?...

 Czasem na tym czy innym blogu natykam się na okrzyki przerażenia, w najlepszym razie niepokoju, że się o czymś tam zapomniało, że pamięć coraz gorsza i w ogóle prawie że świat się wali!

A ja tak po cichutku, w tajemnicy, powiem, że właściwie przez całe swoje życie miałam dobrą pamięć, ale krótką nadzwyczaj! Jeszcze wiersze zapamiętać- jak cię mogę, bo przynajmniej sens jakiś miały, ale daty, dopływy, bitwy etc. po prostu czarna magia, w żaden sposób nie chciały się mojej głowy trzymać.

Jakoś udało mi się życie przeżyć i nawet specjalnie nie zbłaźnić, tyle tylko, że każdego dnia cierpliwie nosiłam swój wór z kompleksami. Aż do teraz!

Bo- minusy przekułam na plusy i o ile kiedyś każdy miał prawo powiedzieć: o! ale głupia! tego nie wie, tamtego nie wie... to teraz mogę się tylko z politowaniem roześmiać, bo taka stara a tyle jeszcze wie i pamięta! Czyli: wystarczy zmienić perspektywę! :))

 

 

Tym samym- ciesz się z tego, co masz i staraj się zachować to jak najdłużej!

I to , co najważniejsze: wyluzuj! Nic tak źle nie wpływa na sprawność pamięci jak stres!

Wystarczy przypomnieć sobie jakikolwiek życiowy egzamin i ogromną czarną dziurę, która bezapelacyjnie pokrywała całość myślenia, pamięci...  warto nabrać trochę dystansu do siebie! Życie jest takie krótkie, szkoda tracić czas na bezsensowne zmartwienia!


 

 

 

Dobrego dnia!

Dobrego nowego tygodnia! 

Zdrowia, zdrowia, zdrowia!

I uśmiechu! :))

9 kwi 2021

Może wreszcie dosyć!!!

Do tej pory starałam się nie tykać tematyki smoleńskiej, ale miarka się przebrała- dosyć! Mam dosyć!! Mam po uszy fałszywego bólu i lansowania się na trumnach, szczególnie teraz, gdy na polską glebę CODZIENNIE wali się 5, 6, bywa, że jeszcze więcej Tupolewów a rząd odprawia modły żałobne przy czarnych schodach jedynie za duszę byłego prezydenta, bo reszta pasażerów tego fatalnego kursu, łącznie zresztą z prezydencką żoną, jakby przestała się liczyć. Mało tego! Dowiaduję się, że nadal obchodzone są miesięcznice tamtego wypadku lotniczego. 

Przecież to chore! Chore i obrzydliwe, bo ta sztucznie nadmuchiwana żałoba dawno straciła swoją powagę a wręcz bywała powodem żartów i złośliwości.

Czy ci cyniczni ludzie biorą pod uwagę, jak wielką krzywdę wyrządzają nie Zmarłym, bo im - jak sądzę- dawno jest wszystko jedno, ale rodzinom, dla których każda taka drętwa uroczystość to zardzewiała szpila wbijana głęboko w serce?!... To okrucieństwo! To podłość! To draństwo dla własnych politycznych korzyści, bo żałoba zawsze dobrze się sprzedaje a suweren ma przecież serca miękkie jak wosk!

No to przypomnijmy!


Nie liczyły się warunki atmosferyczne, nie liczyły się procedury, nie liczył się nawet fatalny stan lotniska, na którym samolot miał wylądować- wylądować za wszelką cenę, bo prezydencka obecność w Smoleńsku mogła być kartą przetargową w reelekcji, co było dość istotne, bo sondaże były cieniutkie! oj, cieniutkie!

A potem zaczęło się piekło!! Piekło, które z większymi czy mniejszymi trującymi wyziewami, trwa do dziś! *****!!!    11 lat !!!

Nad wyjaśnieniem przyczyn wypadku  pracował zespół fachowców, ale wyniki ich prac przez cały ten czas były podważane przez zespół dyletantów, którzy owszem wiedzieli, jak samolot wygląda, ale prace badawcze prowadzili na parówkach.


Wydawałoby się, że racjonalnie myślący ludzie nie potraktują serio odlotowych wizji komisji szalonego Antka, że zaufają naukowcom i fachowcom- nic bardziej mylnego!

Raport komisji Macierewicza przekładany jest z roku na rok a komisja zaciekle katastrofę bada- za ciężkie pieniądze, marnowane beztrosko na kompletne bzdury!

Nie wierzę w żadną żałobę, w żadną patriotyczną pamięć i wielkie słowa. To wszystko ściema i fikcja! Dlaczego? Spytam krótko: -Gdzie jest wrak?! A tak im przecież zależało, że niemal relikwie chcieli z tej kupy złomu robić!! Był piękny projekt na pomnik w miejscu katastrofy, wystarczyło  rzetelnie zająć się pracami. I co zostało? A to!!


Wystarczy?..

Dla mnie tak!  Zdecydowanie! Mam dość sztucznego żalu i sztucznej żałoby! Czuję wstręt i odrazę do tych zabaw trumnami, do tego budowania sobie poparcia poprzez wzniecanie złych emocji!

---------------------------------------

p.s. Pewnie nie powinnam, ale jak słyszę, że pogrzeb Krawczyka będzie miał państwową oprawę, to chce mi się wyć!!!

Dopisek nie na temat?... Tylko teoretycznie. 

Zdrowia życzę. Dbajcie o siebie, bo łatwo można zwariować!! :((

7 kwi 2021

Siostra męża to szwagierka, czyli: poprawić Asnyka.

Jakkolwiek absurdalnie by tytuł nie zabrzmiał, to zaraz się wszystko wyjaśni.

Wczoraj zadzwoniła H.- moja szwagierka. /Kilkakrotnie o niej wspominałam- w czasach przedpandemicznych spotykałyśmy się dość często na wspólne wypady do kina, muzeum czy zwyczajne pogaduchy w kawiarni albo poszwendanie się po sklepach/.

Ilekroć się spotykamy albo rozmawiamy przez telefon, daje mi tyle akceptacji, tyle ciepła i dobra, że trudno mi to udźwignąć. Ale wczoraj przeszła samą siebie i  spłynęła na mnie taka fala uznania i komplementów, że mało nie zapadłam się pod ziemię. Przypomniała mi, że przed laty /może 20, może 30.../ napisałam jej życzenia bożenarodzeniowe w formie wiersza i nawet mi go przeczytała.

Faktycznie, był czas, kiedy wiązałam rymy jak kozie ogony a Częstochowa co i rusz się kłaniała...ale w końcu nic w tym nadzwyczajnego, bo co druga młoda kobieta ma ciągoty poetyckie i u jednych one mijają bezboleśnie, u innych zostają na dłużej. Ja należę do tej pierwszej grupy, ale...

Pomyślałam sobie, że za tyle ochów i achów należy się H jakieś wyraźne podziękowanie i wymyśliłam, że zadedykuję jej notkę i napiszę najpiękniejszy wiersz, na jaki jeszcze w ogóle mnie stać! Och, Boh ty moj! A to mi dowcip wyszedł! ;)))

Kochana moja H.! Nic z tych rzeczy! Nie dostaniesz ode mnie wierszyka z dedykacją! Albo mi mózg wyłysiał doszczętnie, albo urealnił się samokrytycyzm, w każdym razie nie odważyłabym się obdarować Cię chłamem wierszoklety-samozwańca. Zbyt wiele jesteś warta! Dlatego pozwól, że zamiast rymowanki obdaruję Cię bukietem podebranym z internetu a gdy się znowu spotkamy, w co nie wątpię, to postawię Ci kawę i ciacho! :))

-------------------------------------

Dobra, dobra! A co ma do tego Asnyk?!... Ano ma! ;)

Kiedy już dotarło do mnie, że żadnego wierszyka nie napiszę, przyszedł mi do głowy przepiękny wiersz, który figurował bodajże w każdym dziewczyńskim pamiętniku:

Najszlachetniejszy kamień jest ten, który kraje

Wszystkie inne, a sam się skaleczyć nie daje.

Najszlachetniejsze serce ludzkie jest to właśnie, 

Które raczej samo da się zranić, niż inne zadraśnie!

Do tego kilka zdań wyjaśnienia, dlaczego taki a nie inny wybór- i jest: no po prostu cacko z dziurą!

Ze wstydem przyznaję, że autora nie kojarzyłam, ale ponieważ żyjemy w czasach, gdy wujcio Google wie wszystko lub prawie wszystko, to poszukałam, znalazłam i zdziwiłam się okrutnie, bo ktoś sobie skorygował twórczość Asnyka przed puszczeniem w obieg, albowiem oryginał brzmi:

Najszlachetniejszy kamień jest ten, który kraje

Wszystkie inne- a siebie zrysować nie daje.

Najszlachetniejsze serce jest to, które właśnie

Raczej da się skaleczyć, niż samo zadraśnie.

Krótko mówiąc Asnyka uwspółcześniono na potrzeby romantycznych pensjonarskich duszyczek. 

Ale wiesz H.? Niby ten wiersz przyszedł mi do głowy, ale dziś już nie do końca się z nim zgadzam, bo nie da się /chyba/ przejść przez życie, żeby po drodze nikogo nie zranić. I nie ma co z tego powodu pielęgnować w sobie złych myśli na własny temat. Nasze dobro i nasze zło jakoś nas ukształtowało i wcale nie jest to najgorsze ukształtowanie.

Kocham Cię, podziwiam i bardzo, bardzo cenię! Jesteś wspaniałym człowiekiem! :))

---------------------------------------------

Kochani moi czytelnicy!

Przepraszam za prywatę. Musiałam. Kiedyś musiałam! H. to wspaniała kobieta i- jak powiada sołtysowa- jej się to po prostu należało!

Zresztą, powiem Wam w tajemnicy, że mam szczęście do ludzi- także i tu, na blogu. 

Zdrowia i wiosennej ciepłej pogody! :))

2 kwi 2021

Oby

 


Mam kłopot, bo sama nie wiem, jakie życzenia można złożyć, żeby nie zabrzmiały jak ponury żart...


Radości??

A z czego tu się cieszyć?! Że ludzie chorują, że umierają, że szpitale pękają w szwach a lekarze ciągną resztkami sił??... Że...nie, nie będę tego ciągnęła, nie teraz.

Teraz życzę Wam najserdeczniej jak umiem ZDROWIA, SPOKOJU I POCZUCIA BEZPIECZEŃSTWA, ładnej słonecznej pogody i każdemu pełni takiego odpoczynku, jaki lubi.

Niech te święta przyniosą nam nadzieję i utwierdzą w wierze, że... "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie"! :)





1 kwi 2021

To NIE JEST prima aprilis!

 Dzisiejszą notkę dedykuję tym wszystkim, których intrygują teksty nieoczywiste, bardziej przemawiające do uczuć i wyobraźni niż kontaktujące się z logicznym przekazem, coś na pograniczu poezji i prozy, realności i snu...

Nigdy nie byłam wielbicielką polecania cudzych blogów. Robiłam to sporadycznie i zawsze z dużymi oporami, bo jak to: wystawię laurkę A, tymczasem X albo Z też ciekawie pisze i to tak, jak bym tamtego ich pisania nie doceniała.

Skądinąd sama chętnie korzystałam z cudzych poleceń i wyłuskiwałam te blogi, które mnie zainteresowały- z różnych zresztą powodów. Trochę to niespójne, ale tak mam.

Dziś chcę przedstawić pisanie inne niż wszystkie, dość niezwykłe a przez to interesujące:

http://stanywewnetrzne.com/

Szczerze mówiąc, nie pamiętam, jak tam trafiłam. Na pewno był wywiad z Autorką w GW, wywiad na tyle ciekawy, że chciałam  dowiedzieć się czegoś więcej. Odszukałam, zajrzałam i -wsiąkłam!

Urzekł mnie styl pisania dziewczyny: krótkie zdania, jakieś niedopowiedzenia, przerwane myśli... a jednocześnie wszystko to zmuszające do zastanowienia, do uważniejszego przyjrzenia się tematowi.

Od dłuższego czasu jestem wierną czytelniczką tego bloga i jedyny mankament, który dostrzegam, to to jedynie, że notki nie ukazują się zbyt często.

Wielokrotnie obiecywałam sobie, że zarekomenduję ten adres, ale coś mnie powstrzymywało. I rzeczywiście któregoś dnia zobaczyłam, że internet mnie nie łączy: albo strona zlikwidowana, albo blog będzie udostępniany tylko za zaproszeniem, no... różnie bywa. Jeszcze nie kasowałam adresu, zaglądałam co pewien czas, ale  dostępu ciągle nie było. Wreszcie- JEST!!! Czyli była to jakaś czasowa usterka w połączeniu.

Czy Wam się blogowe pisanie spodoba czy nie, nie wiem, ale zajrzeć zawsze warto. ;))

----------------------------------------------------------------


Byłam wczoraj na spacerze. 2-3 lata temu całe połacie trawnikowe usiane były wielokolorowymi kwiatuszkami, teraz- nędzne resztki, wszędzie mech...

Ale i te kilka kwiatuchów sprawiło mi sporą przyjemność.

Może i dziś się przejdę- jest tak słonecznie, cieplutko... Trzeba korzystać, podobno od jutra znowu ochłodzenie.

Miłego a skutecznego oszukiwania!! :))) Mnie już się nie chce w to bawić! ;)