19 sie 2016

Polska krew

Nie chce mi się sprawdzać, gdzie co, ale w dwóch gazetach przeczytałam dwie różne recenzje sztuki+ wywiad z Przemysławem Wojcieszkiem- reżyserem sztuki "Polska krew".

Pierwsza recenzja była na tyle frapująca a wywiad na tyle obiecujący, że zamówiłyśmy /jak zawsze z córcią/ bilety na wczorajszy spektakl.
W tzw. międzyczasie /chyba w Polityce/ ukazała się druga recenzja mocno krytyczna. Było już za późno na weryfikację- bilety kupione. Tym samym trzeba się było zdać na własną ocenę, czego niniejszym spróbuję tu dokonać. Oczywiście nie roszczę sobie pretensji do obiektywizmu- to będą wyłącznie moje odczucia, może nieadekwatne, może niesprawiedliwe ale MOJE!

Dawne kino "Tęcza", obecnie teatr TrzyRzecze na Żoliborzu. Warunki spartańskie, ale do wybaczenia, bo to dopiero pierwsze trudne początki, więc i na troskę o estetykę wnętrza /a może tak surowo ma być tu już zawsze, nie wiem.../ a i o wygodę widza zapewne przyjdzie czas.


Wnętrze ciemne, widownia na dwie części podzielona sceną. Z prawej strony didżejka z oprawą muzyczną.

Piszę te ogólne uwagi i cały czas czuję jakieś wewnętrzne napięcie, bo nadal mam problem z oceną całości, dawno już nie byłam tak rozdarta, o takiej ambiwalencji uczuć.
Początek był gorzej niż fatalny: huk, krzyk, chaos, jakieś ogólne rozedrganie, ni to taniec, ni to gonitwa, pstryczki w kierunku KOD-u i PiS-u, ale nieoczywiste, bardziej naskórkowe, raczej dla fasonu niż z przekonania a wszystko gęsto podlane zawiesistym sosem seksu.
Kwestie aktorskie, niezależnie od płci wykonawców, tak naszpikowane bluzgami, że Masłowska by się nie powstydziła... Piątka młodych aktorów reprezentuje nasze podzielone społeczeństwo: partnerska para liberalnych demokratów, radykalna prawica- małżeńska para i singielka-Żydówka: niby razem, niby między tą czwórką a zawsze osobno. Piją, koksują, uprawiają seks a wszystko to w podszytych politycznych podtekstach i gęstych oparach furmańskiej łaciny rzucanej naturalnie i bez skrępowania- przecież tak się na co dzień komunikujemy!

Przyznam, że byłam zszokowana. To jest przybytek kultury?!! To raczej jakiś spektakl porno, zbrutalizowany, wulgarny, właściwie bezideowy. Różnice polityczne wypunktowane niby jedynie rodzaj przyprawy urozmaicającej nijakie życie.
Co ja tu właściwie robię??!! Miałam ochotę wyjść. Córka też siedziała z miną dość niewyraźną i kto wie, czy nie zrezygnowałybyśmy ze spektaklu, gdyby nie to, że musiałybyśmy przejść przez scenę a taka ostentacja raczej nie byłaby nam bliska. Zostałyśmy do końca.

I dobrze, że zostałyśmy. Dla mnie to była sztuka bardzo trudna i ciężka w odbiorze. Córka stwierdziła, że niewygodna. Uznałam, że to doskonałe określenie, bo słowa padające ze sceny- uwierały, drażniły, wytrącały ze schematyzmu myślenia...bolały!
I może właśnie na tym polegała wartość sztuki, że nie pozwalała na obojętność, że zmuszała do przyjrzenia się społecznym postawom, że zaległa gdzieś w głębi i nie daje o sobie zapomnieć...

Mam wrażenie, że spektakl kierowany był przede wszystkim do młodych- przejrzyjcie się w tym lustrze! Na pewno wam to odpowiada? Chcecie tego?...

Pytania zawisły w przestrzeni. Nie mogło być odpowiedzi! Salę teatralną zapełniali widzowie głównie w starszym i mocno starszym wieku.  Młodzi byli jedynie rodzynkami.
Pchnięcie w próżnię! :(( Szkoda!

21 komentarzy:

  1. kobietawbarwachjesieni:
    Zainteresowałaś mnie ta sztuką. Obejrzałabym ją, choćby dlatego, aby wyrobić sobie własne zdanie.Tylko ten późny powrót do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewątpliwie intrygująca rzecz, ale namawiać nie będę- ujęcie tematu mocno kontrowersyjne!

      Usuń
  2. Ja takim spektaklom mówię - nie. Nie mam na co dzień do czynienia (ani w domu, ani wśród znajomych) z przekleństwami i wulgarnym stylem bycia, ale obawiam się, że ludzie, którym ten styl odpowiada, nie zauważą nic nie odpowiedniego w takim zachowaniu. Oby niektórym młodym nie zaimponował taki "luz". :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarlet! Polska taka jest, niestety! Jeśli stoisz na przystanku z dojeżdżającą młodzieżą i w trakcie ich przyjacielskiej pogawędki nie usłyszysz w co drugim zdaniu kilku bluzgów, to znaczy, że nie jesteś w realu, że to tylko sen. Klną starzy, klnie młodzież,klną dzieci na boisku... to taki nasz obecny polski standard... :((

      Usuń
  3. Nie rozumiem dlaczego trzeba tak prowadzic sztuke, by każde prawie słowo było okraszone "h,k,p", a na dodatek wprowadzać jakieś dziwne obsceniczności. Czy bez tego się nie da, nie sprzeda się towar, bo w końcu sztuka to też pewnego rodzaju towar, który ma trafić do ludzi! Tak ma wyglądać świat w przyszłości? Tylko wulgaryzmy i seks we wszystkim? To ja się z takiego świata wolałabym wypisać. Na całe szczęście już mi nie za dużo lat zostało! ;-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego też nie rozumiem. Staram się nie być pruderyjna, ale pewne chwyty mnie przerastają. Bardzo bliska jest mi wypowiedź @Wolanda. Wystarczy zrezygnować z nadmiaru.

      Usuń
  4. Czasem jest tak, że unikanie wulgaryzmów niszczy autentyczność sztuki, choć z drugiej strony- ich nadmiar też nie działa najlepiej. Ponieważ jednak nie widziałem przedstawienia, swoimi wrażeniami z oczywistych powodów podzielić się nie mogę.
    P.S.
    Jak mawiał mój stary znajomy Dobry Wojak Szwejk: Melduję posłusznie, że znowuż jestem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą całkowicie. Myślę, że optymalnym wyjściem byłby pewien umiar w szokowaniu widza.
      A w ogóle witaj ponownie. Długo Cię nie było. Mam nadzieję, że urlop spędziłeś przyjemnie. Cieszę się, że znowu jesteś z nami. I że chciało Ci się poszukać mojego nowego bloga. :))

      Usuń
  5. sztuki nie widziałem, więc już mi to odbiera, naturalnym sposobem, prawo do wypowiadania się o niej... nie znam też tekstu, scenariusza, scenopisu, etc, koncepcji jako takiej, co tym bardziej zamyka mi usta w temacie...
    natomiast nie przeszkadza mi to w postawieniu paru retorycznych pytań w zakresie ogólnym:
    - o co chodzi w sztuce?... czy o to, by było "ładnie", "estetycznie"?... czy o to, by było "artystycznie"?... jedno drugiemu rzecz jasna nie przeczy, ale mimo to kurs na "ładność" potrafi nieraz /choć nie zawsze i niekoniecznie/ niezwykle skutecznie wykastrować wytwór sztuki i przestaje być on artystyczny...
    - czy recenzja to odniesienie się do koncepcji, czy do wykonania?... na to pytanie również nie istnieje jednoznaczna odpowiedź...
    ...
    tu mi się przypomniał spektakl jednej z komedii Moliera, na który poszliśmy kiedyś w liceum całą klasą... otóż w pewnym momencie pada tam na scenie kwestia /cytuję/ "chcesz kopa w dupę?"... następnego dnia na lekcji polskiego większość czasu zajęła w klasie dyskusja o tej kwestii, której w oryginalnej wersji tekstu bynajmniej centralnie wcale nie ma...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widzę, źle rozłożyłam akcenty, bo wszyscy komentujący skupili się na wulgarności, czemu ostatecznie wcale się nie dziwię, bo elementy obsceniczne jakby przytłoczyły wymowę tekstu i mnie także bardzo to przeszkadzało w odbiorze.
      Pytasz, o co chodzi w sztuce? Myślę, że trafnie odpowiedział @Woland. Od siebie dodam, że ja oczekuję pewnej równowagi- żeby forma nie przesłaniała treści ani treść nie zafunkcjonowała jako bezduszny manifest.
      A dobra recenzja omawia wszystkie wymienione przez Ciebie elementy,dlatego ogromną sztuką jest napisać dobrą recenzję, niejako całościowo analizującą przedstawianą rzecz.

      Usuń
    2. @BBM...
      pamiętam swoją jedyną czwórkę /stara skala 2 - 5/ z polskiego w liceum... trzeba było napisać recenzję ze spektaklu "Dziadów III", który popełnili maturzyści i odegrali w Teatrze Ochoty w Wawie... klasowe asy polonistyczne wyłożyły się na temacie, bo ich "recenzje" dotyczyły scenariusza /czyli samego dzieła Mickiewicza/, jako jedyny ponoć, jak twierdziła polonistka, załapałem o co chodzi... ku jej zdziwieniu zresztą, bo polonista byłem marnym, po prostu wolałem czytać Lema i Cortazara zamiast obowiązkowych lektur...
      wiesz, chyba znalazłem odpowiedź... czym innym jest recenzja wykonania coveru /tak jest w przypadku klasyki/, czym innym recenzja wykonania artysty, który prezentuje własną kompozycję...
      p.jzns :)...

      Usuń
    3. Oczywiście muszę się zgodzić, że recenzja recenzji nierówna. I zawsze będzie przefiltrowana przez odbiór recenzenta. W opowiedzianej przez Ciebie historyjce wpasowałeś się w wizję polonistki. Od dawna już nie mam złudzeń, że nawet najlepsza polonistka nie jest wyrocznią. Jej rolą jest uruchomić myślenie ucznia i jego otwartość na różnorodność twórczości. Tak mi się przynajmniej wydaje. Po.ba.s. :)

      Usuń
  6. @Pkanalia,
    Jak dla mnie, to sztuka winna:
    -wywoływać emocje
    -wywoływać refleksje nad poruszanym problemem
    Estetyka? Owszem, jest istotna, lecz w moim przekonaniu chodzi o to, by nie popaść w kicz, jeśli nie jest to pastisz. Weźmy jedną z moich ulubionych grafik. Śliszne toto nie jest, lecz jakże genialne! Sam zobacz:
    http://1.bp.blogspot.com/_rcQvvs_l_RM/S_VcF6HuUOI/AAAAAAAABAI/ZJAGR8KVGtc/s400/kanapka_orginal.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda uwaga skierowana do @Pkanalii, ale pozwolę sobie wcisnąć swoje trzy grosze:
      1) trafione w środek,
      2) grafika bardzo wymowna, ale do moich ulubionych na pewno jej nie zaliczę- za mocna! ;(

      Usuń
    2. @Woland...
      generalnie się zgadzam, ale z pewnymi poprawkami...
      bo niekoniecznie sztuka musi się zajmować jakimś problemem... od sztuki tej z najwyższej półki wymagam, by wywołała u odbiorcy rodzaj haju, transcendencji umysłu, zaś transcendencja z definicji wykracza poza takie pojęcie, jak "problem"...
      czy np. haiku, które bardzo zresztą lubię, zajmuje się jakimiś problemami, refleksjami?... po prostu czytam i czuję, "jestem w tej sytuacji", nic więcej...
      napisałem "u odbiorcy", bo niekoniecznie u mnie... nie jestem zadufanym w sobie konserwatywnym burakiem, by odmawiać miana "sztuki" czemuś, co do mnie nie trafia...
      tam mam z różnymi odmianami jazzu... wiele utworów mi "nie wchodzi", nie rozumiem ich, nie czuję, męczą mnie one... mimo to mam pełen szacun do twórców oraz słuchaczy, którzy dzięki takiej muzyce swój "haj" osiągają...
      graficzka fajna... choć przysłowiowej dupy mi nie urwało, to styl a la Roland Topor zawsze mnie kręcił...
      p.jzns :)...

      Usuń
  7. Ja w teatrze oczekuję albo rozrywki....albo wybicia równowagi tzn wybicia ze strefy komfortu. Konsekwencją tego drugiego są pytania i zastanowienie się nad czymś czego być może nie zauważyłam. Pewnie nie czułabym się świetnie wśród bluzgów ale gdybym złapała ich sens pewnie wysiedziałabym. A ogólnie. : Tak faktycznie rozmawia ze sobą Polska. Mam nastolatki q domu i kontakt z ulicą ( teraz tym bardziej bom na urlopie) . Straszne. Toleruję w domu do pewnego stopnia,muszą przejść na polski (!) bo odmawiam towarzystwa. Działa. Poziom agresji w społeczeństwie przeniknął do języka, co w zasadzie nie powinno dziwić. Ale to nie jest dobra diagnoza dla nas.azalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne. Doskonale to rozumiem, Azalio. Mam podobnie. Pisząc tę notkę, chciałam zwrócić uwagę, że czasem przerost formy zaciemnia treść.
      A że czasy sprzyjają schamieniu społeczeństwa- trudno zaprzeczyć. To nie jest dobra diagnoza, ale prawdziwa. Brutalność i przemoc- także słowna!- bardzo uprzykrzają życie. Trzeba szukać antidotum na to zjawisko. Protest, uśmiech, kultura?... sama nie wiem.

      Usuń
  8. Najgorsza jest obojętność to bezsprzeczne. Ja najczęściej proszę tych bluzgających o przestanie. Czy w domu czy poza nim. Jeśli proszę bez agresji to ludzie się mitygują, bywa że i przepraszają. Wiadomo, Że czasem trzeba ocenić ryzyko , i lecieć z motyką na słońce, np ktoś jest pijany albo innym wpływem. Wtedy trzeba się raczej oddalić . Wiesz byłam kiedyś na sztuce, gdy aktorka siedziała centralnie naprzeciw mnie okrakiem na krześle z przeproszeniem pipką prawie na wierzchu ( siedziałam w pierwszym rzędzie) , i dopiero wtedy poczułam co to znaczy czuć się nieswojo. A siedziała co irusz tak. Chwilę mi zajęło" ogarnięcie" tej sytuacji. A nie mam kłopotu z nagością w teatrze. Miałam też sytuację w Warszawie, gdy aktor odpalił cygaro , a ja znowuż z przodu ( trzeci rząd), i jak poczułam dym wpadłam w panikę ( bo jestem na dym papierosowy uczulona ) , że zakaszlę przedstawienie i będę musiała w pośpiechu wychodzić. Też wtedy uznałam to cygaro za nadużycie ( choć pasowało do sytuacji) . Można było gdzieś tę informację umieścić.Dałam radę, ale stres miałam. Wyjście było by uzasadnione, ale nie lubię takich demonstracji. W teatrze człowieka może spotkać dosłownie wszystko :). Ale tak suma sumarum podobała Ci się tak normalnie ta sztuka czy nie ?azalia

    OdpowiedzUsuń
  9. Zadałaś mi trudne pytanie, Azalio, i nie wiem, czy będę umiała jednoznacznie na nie odpowiedzieć. Jeśli się coś podoba, to chciałoby się to obejrzeć po raz drugi, może trzeci. Ja na tę sztukę drugi raz już bym nie poszła, więc z tego punktu widzenia można by powiedzieć, że sztuka mi się nie podobała. Ale z drugiej strony uważam, że była ważna społecznie, rozliczeniowa, poruszająca istotny problem, więc nie odważyłabym się skreślić jej ot, tak po prostu.
    Piszesz, że nie masz kłopotu z nagością w teatrze. Ja mam. Nie przeszkadza mi nagość w malarstwie, rzeźbie, kinie nawet- w teatrze tak! Może chodzi o to, że teatr w znacznej mierze składa się z umowności, toteż zderzenie dosłowności i dosadności odbieram jako zbędny i nieprzyjemny zgrzyt.
    Dla przykładu:/o tym w swojej notce nie wspomniałam/ czy uważasz, że fakt defekacji dwojga aktorów, z wypiętymi gołymi dupami na widzów, albo ganianie z wackiem na wierzchu po odbytym akcie wnosi cokolwiek twórczego do spektaklu?! Ja byłam zwyczajnie zniesmaczona z pytaniem: komu to jest potrzebne i do czego?? Dla mnie to było wulgarne i zbędne, nie mające nic wspólnego z artystycznym wyrazem. Ale może jestem w innych czasach wychowana i stąd ten dystans...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nagość a defekacja czy spółkowanie to co innego. I jak najbardziej należy się zastanowić czy potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na upartego wszystko da się uzasadnić i odpowiednio zinterpretować, ale ja miałabym kłopot z taką interpretacją, dlatego napisałam, że to było całkowicie niepotrzebne, powiedziałabym nawet- szkodliwe dla ogólnej wymowy sztuki. Ale widocznie autor i reżyser w jednym uważał inaczej - i takie jego prawo. Ja w ramach sprzeciwu mogłam wyjść.

    OdpowiedzUsuń